300 km Rowerem Miejskim z Zielonej Góry do Dziwnówka!

Krzysztof Fechner, kierowca Miejskiego Zakładu Komunikacji w Zielonje Górze w czerwcu pokonał Stany Zjednoczone na dwóch kółkach. Wciąż roznosi go jednak energia, dlatego wsiadł na rower miejski i „na luzie” przejechał 300 kilometrów z Zielonej Góry do Dziwnówka.
Pana Krzysztofa chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, o jego wyczynie rozpisywała się nawet prasa ogólnopolska. 4800 kilometrów, 11 dni, 8 godzin i 52 minuty. To bilans ekstremalnej wyprawy ze wschodu na zachód USA, w ulewy i pustynny skwar, w dzień i noc. Fechner długo się nie regenerował po takim wysiłku. Naładował akumulatory na wakacjach z rodziną i w sobotę (16.09) na rowerze miejskim Nextbike (firma wypożyczyła go za darmo) wyruszył na podbój Wybrzeża. Z Zielonej Góry sześciu śmiałków wyjechało o 6.00, na miejscu zameldowali się o 20.00. Po drodze dołączali kolejni kolarze m.in. w Gorzowie - Marta Balcerzak i Robert Suszczyński (mechanik z wyprawy do USA).
W zeszłym roku na takim właśnie rowerze, pan Krzysztof przemierzył trasę z Zielonej Góry do Gorzowa Wielkopolskiego. – Po tamtym wyczynie wiele osób pytało mnie, czy jeszcze podejmę kolejną próbę – mówi z pasją w głosie Krzysztof Fechner. – Niektórzy wjeżdżali mi też na ambicję, sugerując, że mogę być zmęczony po wyjątkowej amerykańskiej przygodzie. I dlatego postanowiłem wydłużyć sobie drogę o kolejne sto kilometrów i dotrzeć nad morze. Może co roku będę dokładał kolejne kilometry? – zastanawia się zielonogórski kierowca.
Wbrew pozorom to było spore wyzwanie, bo rower miejski to nie kolarzówka. Nie jest przecież demonem szybkości i z pewnością nie korzystają z niego profesjonaliści podczas zawodowych wyścigów. – No i przez ostatni miesiąc prawie wcale nie jeździłem. Musiałem też dotrzymać tempa kolegom, którzy wybrali się ze mną, ale na „wypasionych” rowerach – przyznaje pan Krzysztof.
Średnio pokonywał 26 kilometrów na godzinę, co zajęło około 11 godzin i 26 minut (nie licząc postojów). Pogoda okazała się wymarzona, było ciepło, ale nie gorąco. Wiatr za bardzo nie przeszkadzał. Do Zielonej Góry wrócili pociągiem.
- Ludzie reagowali bardzo pozytywnie, pytali nawet czy to wyścig na cel charytatywny – śmieje się K. Fechner. – Tak się wkręciłem, że w przyszłości wystartuję na rowerze miejskim w ultramaratonie kolarskim na 500 kilometrów. I nie zamierzam przyjechać ostatni, w końcu mój pojazd spisał się medal. Co ciekawe kolega nie miał tyle szczęścia – w jego kolarzówce pękły dwie szprychy. Konsekwentnie chciałbym promować zdrowy styl życia i pokazać, że można poruszać się na jednośladzie miejskim nie tylko „wkoło komina”.
Plany? Te są ambitne! W 2024 r., przez cały czerwiec K. Fechner chce zdobywać punkty dla Zielonej Góry podczas rywalizacji o tytuł Rowerowej Stolicy. Być może uda się pobić rekord kraju albo nawet Guinnessa? W listopadzie z kolei liczy na start w kolejnym morderczym wyścigu kolarskim, tym razem po Indiach.
wzg / um