Czy ministrowie i dziennikarze mają prawa jazdy? [FELIETON]
Tym, którzy nie interesują się historią, tytułem wstępu wyjaśnię, że dawnych rycerzy-rozbójników, napadających na drogach na kupców i podróżnych, określano raubritterami. To oni swego czasu złupili nawet Jasną Górę, a śladem tamtego napadu są blizny na obliczu Matki Boskiej Częstochowskiej. Od minionej soboty takimi współczesnymi raubritterami, chcąc nie chcąc, stali się policjanci z drogówki. Uczestników ruchu drogowego skubią na zlecenie rządu.
Prosty przykład - sprawa z Zatonia. Nieprawidłowe zaparkowanie samochodu i… 5 tys. zł mandatu! Kogoś pogięło? To więcej niż pensja większości ludzi w Polsce! Rozumiem - było wykroczenie, powinno być ukarane. Ale czemu aż tak?
Nieco przekroczyłeś prędkość, po prawie dwóch latach zrobiłeś to ponownie. Bach, podwójna kara. Komu nie zdarzyło się jechać Szosą Kisielińską w niedzielne popołudnie z prędkością większą niż 50 km na godzinę? Tak z ręką na sercu? Mandat 800, 1000 zł. Dla ministra to prawdopodobnie niewiele, dla zwykłego Kowalskiego to może być majątek…
15 punktów za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu. Tyle samo dostanie kierowca za przekroczenie prędkości o ponad 70 km na godzinę albo spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym! Czy te zdarzenia są porównywalne? Dla ministra Kamińskiego owszem! Pewnie wielu kierowcom zdarzyło się, chociaż raz w życiu, nie ustąpić pieszemu. Bo zauważył go za późno, bo hamowanie stworzyłoby znacznie większe niebezpieczeństwo… A tu, bach - zrównoważono je ze spowodowaniem bardzo poważnego wypadku drogowego.
Nie zatrzymałeś się na zielonej strzałce - bach, cztery punkty. To dopiero, choćby na Dąbrówki funkcjonariusze będą kosić! Drobne wykroczenie, ale nie żeby za jeden punkt, od razu za cztery! Ze zwiększeniem kar punktowych wzrasta ryzyko utraty prawa jazdy. I znika możliwość ich redukcji poprzez szkolenia. Dla kierowców zawodowych to prawdziwa tragedia.
Uważam, ze za wykroczenia drogowe należą się mandaty. Ale powinny być dostosowane do sytuacji, zdrowego rozsądku i zamożności społeczeństwa. A te, które obowiązują od 17 września, na pewno takie nie są. Piratów drogowych trzeba karać, z nimi jednak policja słabo sobie radzi. I nowe kary też nie są w nich wymierzone, lecz w „normalnych” uczestników ruchu drogowego, którzy popełniają drobne wykroczenia. A za te powinny być drobne kary. Czy 800 zł to mała kara? Czy zablokowanie samochodem wjazdu do parku jest aż tak niebezpieczne, że sprawcę trzeba ukarać pozbawieniem miesięcznej pensji? Moim zdaniem, kierowcy jako pierwsi płacą za rozdawnictwo pieniędzy przez rząd. Ale w tę opowieść o współczesnych raubritterach wpisują się też dziennikarze, którzy jak pelikany łykają rządową narrację o „zwiększeniu bezpieczeństwa” na drogach. W każdym razie w publikacjach nie znalazłem ani słowa krytyki na temat nowego prawa.
Bezpieczeństwo w ruchu drogowym zwiększają dobre i niedziurawe drogi, wyniesione przejścia dla pieszych, wyprofilowane dobrze łuki, z głową rozmieszczone sygnalizacje świetlne, adekwatne oznakowania. I owszem, również rozsądny taryfikator mandatów, połączony z dużym prawdopodobieństwem otrzymania kary za wykroczenie drogowe.
Andrzej Brachmański