Gdzie ta wiosna? [FELIETON]
![Gdzie ta wiosna? [FELIETON]](/media/k2/items/cache/99f96c5b99e363e03747beae954989bf_XL.jpg)
Jakbym był prorokiem! Zamysł zwolnienia w tym roku z opłat za ogródki gastronomiczne wywołał niekrótkie spory. Jednym nie podobało się, że w ogródkach są automaty zręcznościowe, drugim, że reklamy eksponują piękne kobiece ciała, a jeszcze innym… sam nie wiem co. Rzecz wydawałoby się oczywista, w oczach wielu radnych PO i PiS tak oczywista nie była i w efekcie wiceprezydent Krzysztof Kaliszuk wycofał uchwałę. Miała być pomoc, będzie znów dyskusja. Aż chce się zacytować biskupa Ignacego Krasickiego: „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”.
Nawet jeśli za miesiąc propozycja przejdzie, gastronomom pomoże to tak, jak umarłemu kadzidło, jeśli nie przyjdzie wreszcie wiosna. Przy tych temperaturach siedzenie wieczorem w ogródku, nawet przy najbardziej rozgrzewającym napoju, to swoisty masochizm. Aż chce się krzyknąć: wiosno, gdzie zabradziażyłaś?!
Obserwując przyrodę widać, że wegetacja w tym roku mocno opóźniona…
À propos przyrody. Szykuje się trzebież w Lesie Braniborskim (celowo używam pojęcia „las”, bo oficjalna nazwa „park” jest tu daleko idącym nadużyciem). Gospodarka leśna nie była tam prowadzona od lat i wreszcie magistrat się za to zabrał. Zatrudniono leśnika, który dokonał oceny stanu drzew i wytypował coś koło 800 do wycinki. Opisał dokładnie każde. Martwe, martwe, martwe, zagrażające bezpieczeństwu. No i znów burza. Okazało się, że część radnych PO zna się na gospodarce leśnej lepiej od leśnika i zaczęła protestować przeciwko takiej „masowej wycince”.
Dobrze, że jest wśród radnych PO Mariusz Rosik, leśnik, który stonował zapędy kolegów i jest też radny Jacek Budziński, który przytomnie wpadł na pomysł, by pokazać cały plan graficznie. I wtedy okazało się, że rzecz nie jest taka straszna, jak ją malują.
Niby drobiazg, ale ukazuje szersze zjawisko, bo dziś każdy - socjolog, pedagog, hurtownik i fryzjer - zna się na ochronie przyrody. Leśnik, zanim będzie potrafił wskazywać drzewa do wycinki, musi uczyć się pięć lat w technikum leśnym, pięć lat na studiach i jeszcze kilka lat popracować jako podleśniczy (dawnej gajowy). Nic to - jego zdanie jest nieważne, bo muzyk, bibliotekarz i pani od polskiego wiedzą lepiej, co należy robić, by chronić las i szerzej przyrodę. Nic to, że las znają głównie z opowieści Wajraka, filmików na You Tube i dyskusji na Facebooku.
To jest porażka polskiego systemu nauczania biologii. Na lekcji dzieci uczą się o pantofelku, na Discovery zobaczą wszystko o afrykańskich zwierzętach, a o ojczystej przyrodzie wiedzą tyle, że zacytuję „mądrale”: „sarna jest żoną jelenia”, a „zając siedzi pod miedzą”. I żadnego drzewa nie należy wycinać. Moi rozmówcy robią wielkie oczy, gdy tłumaczę, że na hektar sadzi się około 10 tys. sadzonek, a po 60 latach powinno tam rosnąć około 400 drzew. 9 tys. 600 wypada, jest zgryzanych lub karczowanych. I las rośnie! Dlatego wycięcie 800 martwych drzew na 26 hektarach to nie żadna „zbrodnia na przyrodzie”, lecz zabieg pielęgnacyjny, który tylko posłuży temu, by Las Braniborski miał się lepiej.
Andrzej Brachmański