Jak krowie na rowie cz.2 [FELIETON]
![Jak krowie na rowie cz.2 [FELIETON]](/media/k2/items/cache/581ad727eb8f78c45bf5f3780f112344_XL.jpg)
Budżet uważa się za „proinwestycyjny” jeśli wydatki na inwestycje stanowią około 20 proc. wydatków budżetowych. W przypadku naszego miasta w zeszłym roku było to 22 proc., w tym roku ma to być 27 proc.
Ponieważ polskie samorządy są za biedne, by prowadzić duże inwestycje z własnych środków, prowadzą je wtedy, gdy pozyskają tzw. „środki zewnętrzne” - z UE, z rządu, Funduszu Norweskiego itp. Poziom inwestycji w samorządzie w dużej mierze zależy od obrotności zarządzających w zdobywaniu tych środków i… zdolności samorządu do zadłużania się na tzw. wkład własny.
Teraz kwestia tej części budżetu, która przeznaczona jest na wydatki bieżące. W tej części zawsze brakuje pieniędzy. Szkoły zawsze mają za mało, na lokalne drogi zawsze jest za mało, płace zawsze są za niskie. By pieniędzy w tej części było więcej, muszą być wpływy z podatków i to różnych. Generalnie z trzech grup. Pierwsza to podatki, które bezpośrednio płacimy do miasta - i to jedyna grupa, na którą wpływ mają radni. Druga to wpływy z części naszego PIT-u i z części CIT-u czyli podatku od firm. By były wpływy z tych dwóch źródeł, firmy muszą prosperować (na co w niewielkiej części ma wpływ miasto), a ludzie pracować (na co miasto wpływ ma marginalny przez zwiększanie lub zmniejszanie zatrudnienia w swoich urzędach i spółkach). Ten niewielki wpływ miasta na firmy to są właśnie… inwestycje, których zaprzestania domagają się, szukam słowa, domorośli „znafcy” przedmiotu. Czy widzicie jak właśnie w tej chwili trwa „obrzydzanie” południowej obwodnicy? Jeszcze nie otwarta, a „znafcy” już wieszczą, że zła, niedobra i w ogóle niepotrzebna.
Sposób na zaspokajanie potrzeb bieżących, to podniesienie opłat np. za korzystanie z obiektów MOSiR-u, komunikacji miejskiej, czynszów za lokale komunalne oraz oszczędności w tej sferze. Czyli, niestety, oszczędności na bieżących remontach szkół, dróg i innych.
Do tego dochodzi kwestia płac w jednostkach miejskich i odwieczny konflikt interesów - pracodawca szuka pieniędzy w budżecie, pracownicy szukają pieniędzy w swoich portfelach. Im większa inflacja, tym oczekiwania pracowników większe, a pracodawca w trudniejszej sytuacji. Tak w mieście, jak i w firmie. A kredytu na to zaciągnąć nie można. Prawo nie pozwala.
Dlaczego o tym piszę? Bo wielu obywateli nie wie, jak to działa. Kilka lat temu, dzięki uprzejmości dyrektora Zbigniewa Kościka, w ramach programu edukacji obywatelskiej, miałem wykład w LO 3 o funkcjonowaniu państwa. Byłem zdziwiony, jak mało o mechanizmach rządzenia wiedzą maturzyści. Kiedy widzę wpisy różnej maści „znafców”, chwytam się za głowę - wiedzą wszystko, tylko nie „jak to działa”. Słowem, edukacja obywatelska leży i kwiczy. Ale podobno ludźmi niewyedukowanymi łatwiej rządzić. Dlatego edukuję Was choć trochę. Jeśli chcecie wiedzieć więcej, piszcie. A póki co żegnam ulubionym zwrotem Tomasza Millera - #WDIDZ co znaczy „Wielkie Dzięki i do Zobaczenia”.
Andrzej Brachmański