Kobieta dusiła się obiadem - Mogło dojść do tragedii
Do dramatycznych wydarzeń doszło w czwartek, 2 lipca, w mieszkaniu bloku przy ul. Inwestycyjnej na Czarkowie. Około 70-letnia kobieta zaczęła dusić się obiadem. Na pomoc ruszyli sąsiedzi, a wśród nich ratownik medyczny Gracjan Siwa z zielonogórskiego pogotowia ratunkowego. Dzięki temu kobieta przeżyła.
Gracja Siwa wyszedł na balkon wyczyścić obuwie po joggingu. Wtedy usłyszał kobietę wołającą pomocy w klatce obok. Przed blokiem samochodem zatrzymał się mężczyzna zaniepokojony wołaniem pomocy. Zaczął dopytywać o numer mieszkania. – Od razu chwyciłem torbę ze sprzętem medycznym i ruszyłem na dół na pomoc – opowiada Gracjan Siwa, ratownik medyczny z zielonogórskiego pogotowia ratunkowego.
Gracjan pobiegł do mieszkania, z którego dobiegało wołanie o pomoc. Za nim wbiegł pan Artur, który zatrzymał się pod blokiem samochodem. Sąsiadka, która wzywała pomocy powiedziała, że około 70-letnia kobieta zadławiła się podczas jedzenia obiadu. Na stole stal talerz z ziemniakami i kotletem schabowym. W domu była też 95-letnia mama duszącej się kobiety. Nie wiedział co się dzieje.
Starsza pani dusiła się, była już sina. Nie mogła zaczerpnąć powietrza. Gracjan zaczął walczyć o życie kobiety. Pomagał mu pan Artur. – Wykonałem serię uderzeń w plecy w okolice łopatek – mówi G. Siwa. To niestety nie pomogło. Kobieta cały czas się dusiła. Czasu było coraz mniej. Gracjan stanął za kobietą, objął ją i zaczął uciskać brzuch w okolicach żołądka. Po kilku seriach ucisków kobieta zaczęła wymiotować. Zaczęła również oddychać.
Wydawało się, że już po strachu, i wtedy niespodziewanie zaczęła się dusić. – Powtórzyłem uderzenia w plecy i uciski żołądka i znowu się udało – opowiada G. Siwa. Około 70-letnia kobieta zwymiotowała duszące ją kawałki jedzenia, zaczęła oddychać i mówić. G. Siwa poprosił, żeby nic nie mówiła tylko spokojnie siedziała. Na miejsce dojechał zaalarmowana ekipa karetki pogotowia ratunkowego i przejęła kobietę.
Nie doszło do tragedii. Duszącą się kobietę usłyszał sąsiadka i wezwała pomoc. Na szczęście ratownik medyczny był w domu. – Liczyły się minuty, w każdej chwili mogło dojść do nieszczęścia – mówi 25-letni G. Siwa, który w zielonogórskim pogotowiu pracuje od dwóch lat. Gracjan w marcu br. podczas pożaru domu w Płotach ratował psa mocno podtrutego dymem. Psem zajął wtedy z nim Denys Torop, również ratownik z zielonogórskiego pogotowia ratunkowego oraz strażak OSP. Podali psiakowi tlen dozując w odpowiedniej dawce i uratowali go.
poscigi.pl