Najgłupszy przepis kodeksu drogowego (FELIETON)
W momencie kiedy do kodeksu drogowego wprowadzono przepis, zezwalający rowerzystom na przejeżdżanie po przejściu dla pieszych, prorokowałem, że jedynym efektem tego przepisu będzie zwiększona ilość wypadków. Jestem przekonany, że się nie myliłem. Co rusz jakiś rowerzysta wjeżdża na przejściu dla pieszych pod samochód. Napisałem świadomie - „rowerzysta wjeżdża”. Każdy z nas, kto nie jest niedzielnym kierowcą i trochę czasu spędza za kółkiem, widzi co się dzieje. Rowerzyści, odkąd uznano, że są „świętymi krowami ruchu drogowego”, bardzo często zapominają o prawach fizyki i są przekonani, że samochód to takie urządzenie, które jest w stanie zahamować w miejscu. Ile razy zdarzało się wam, że ni stąd, ni zowąd przed maską pojawiał się wam miłośnik dwóch pedałów, ile razy zdarzało się wam, że z tyłu, z martwego pola widzenia, ni stąd, ni zowąd wpadał wam domorosły Szurkowski i jeszcze pukał się w czoło, gdy z duszą na ramieniu hamowaliście z piskiem opon.
Zgadzam się, wśród kierowców nie brakuje piratów, ale ja mówię o normalnych użytkownikach dróg, którzy gremialnie uważają, że przepis jest najidiotyczniejszy z idiotycznych. Pozwalanie rowerzystom na przejeżdżanie przez przejścia dla pieszych (mówię tu o sytuacjach, gdy nie ma lub nie pracują światła) było najgłupszym pomysłem naszych parlamentarzystów.
Za moich czasów uczono, że naczelną zasadą ruchu drogowego jest zasada „ograniczonego zaufania”, więc nawet jeśli masz pierwszeństwo pamiętaj, że inny użytkownik ruchu drogowego może popełnić błąd lub nie mieć możliwości oczekiwanego zachowania. Inaczej mówiąc: nie ma świętych krów, z wyjątkiem poruszających się na sygnałach pojazdów straży, policji i pogotowia ratunkowego. Dziś wmawia się pieszym i rowerzystą, że są „lepsi” a kierowcy nagle stali się drugą kategorią. To oni mają uważać na wszystko i mieć oczy dookoła głowy, a najlepiej… żeby w ogóle ich na drogach nie było.
Na filmiku, o którym wspomniałem widać, że rowerzysta jedzie nie rozglądając się w ogóle dokoła. I takich sytuacji jest coraz więcej.
Jestem gorącym zwolennikiem rozbudowywania ścieżek rowerowych i rozwijania mody na jazdę na rowerach. Ale mam wrażenie, że rowerzyści zachowują się jak w przysłowiu, kiedy mamy palec a chcemy rękę: wybudujcie nam ścieżki, dajcie bezwzględne pierwszeństwo, pozwólcie jeździć wszędzie, gdzie mamy ochotę (np. na ul. Westerplatte), wypadajcie z centrum, na deptaku piesi niech lepiej nam pod koła nie wchodzą.
Choćby Robert Górski, naczelny zielonogórski rowerzysta, wyzywał mnie (co w takich sytuacjach czyni) od zacofanych komuchów - zdania nie zmienię. Wielu, bardzo wielu rowerzystów uznaje prawo do przejechania przez przejście za przywilej bezwzględny, uważa się za „lepszych” i w nosie ma innych, czytaj zmotoryzowanych, uczestników ruchu.
Więc w imieniu użytkowników czterech kółek przypominam - nadal jesteśmy! Zrównoważony rozwój - to jest klucz do współczesnego świata. Piesi, rowerzyści i kierowcy muszą wzajemnie szanować swoje interesy. Spychanie kierowców do drugiej kategorii na razie udaje się tylko w Paryżu. No, ale Paryż ma metro, jedno z najlepszych na świecie.
Andrzej Brachmański