Otworzyli drzwi do pomocy w walce z epidemią
Maseczki ochronne to obecnie jeden z najbardziej pożądanych towarów na rynku. A końca epidemii koronawirusa nie widać. Na szczęście, jak grzyby po deszczu powstają grupy pomocowe, które szyją maski. Jedną z nich powołała do życia Fundacja Klub Otwartych Drzwi.
Fundacja Klub Otwartych Drzwi działa przy ul. Staszica w Zielonej Górze. Przed epidemią koronawirusa wręcz tętniła życiem. To była bezpieczna przystań dla samotnych seniorów, którzy przychodzili pograć w brydża, albo zintegrować się na wieczorku tanecznym. Fundacja prowadziła też świetlicę dla dzieci i młodzieży. Na zajęciach nikt się nie nudził! Jedną z propozycji spędzania wolnego czasu była obsługa maszyny do szycia pod czujnym okiem krawcowej. – Kiedy ta cała epidemia się zaczęła, z przykrością musieliśmy zamknąć świetlicę – mówi Krzysztof Niemiec, prezes fundacji. – Maszyny stały bezczynne. Diana Świstak, członkini naszej fundacji wpadła na pomysł, żeby przywrócić im drugie życie i przyłączyć się do akcji szycia maseczek. Nie jesteśmy w stanie sami ich dystrybuować, ale zajmuje się tym silna grupa pod wezwaniem na czele z Katarzyną Prokoposzyn.
Ekipa „Otwartych Drzwi” szyje maseczki w czasie wolnym od pracy zawodowej, najczęściej od 17.00 do 20.30, w soboty mają na wolontariat znacznie więcej czasu. Zanim przystąpią do produkcji, starannie myją i dezynfekują maszyny, tak aby było możliwie jak najbezpieczniej. Przy maszynach siedzą niezawodne panie Diana Świstak i Wiktoria Piwowawczyk, ale i męski rodzynek Paweł Rawski. Robota pali im się w rękach, są pracowici jak pszczółki.
[caption id="attachment_17273" align="alignnone" width="528"] fot. organizatorzy[/caption]
Pierwsze koty za płoty
Pierwsza partię już przyciętego materiału wraz z odpowiednim wzorem do wykorzystania, Adrianna Boniakowska z fundacji, „załatwiła” u K. Prokopyszyn, następną wolontariusze zakupili za własne zaskórniaki w hurtowni. Wystarali się o belę fizeliny medycznej i gumki. – Tych pierwszych naszych maseczek, to nikt nie chciałby oglądać, a co dopiero je nosić – śmieje się K. Niemiec. – Jak mówią, pierwsze koty za płoty!
Prezes dodaje, że do samego szycia ma dwie lewe ręce, ale za to dokładnie kroi materiał, składa maseczki, a potem pakuje je do foliowych woreczków (po 50 sztuk).
Jak przygotowuje się maseczki? Fizelina musi być pocięta na wymiar 40 na 20 centymetrów. Powstałe w ten sposób paseczki (zakładki) trzeba spiąć, żeby się nie rozpadły, a następnie zszyć gumką o długości 12 centymetrów.
Fundacja ma do pomocy złote rączki, które w razie potrzeby naprawią maszynę, bo zdarza się, że jakaś część pęknie.
W piątek (17.04) z fundacji wyszło kolejnych 200 maseczek dla zielonogórzan. K. Niemiec nie ma głowy do liczenia, i nie potrafi powiedzieć ile do tej pory „Otwarte Drzwi” stworzyły maseczek, ale na pewno kilkaset!