Pakt choćby z diabłem [FELIETON]
Zastanawiam się, co nim kierowało? Wyjaśnienia, że chciał sprawdzić, jak pod nieobecność liderów spisze się jego zespół, absolutnie do mnie nie trafiają. Coś takiego w meczu z Andorą - proszę bardzo, ale z Węgrami, którzy mimo niepowodzenia w tych eliminacjach słabi przecież nie są, to coś niezrozumiałego i bezsensownego.
Poniedziałkowy mecz pokazał, jak ważna w futbolu, ale też w każdym sporcie, jest chęć walki i jak wiele można zrobić ambicją, werwą i nieustępliwością. Dwa dni wcześniej, oczywiście zakładając wszelkie proporcje i dostrzegając różnicę, coś podobnego oglądałem w trzeciej lidze. Zielonogórska Lechia jest lepszym zespołem niż Karkonosze Jelenia Góra, jej zawodnicy są bardziej zaawansowani technicznie. Tylko co z tego? Żywiołowość, energia, walka i ambicja wystarczyły, żeby wywieźć trzy punkty z Zielonej Góry. Lechia wyglądała (i tak jest od dłuższego czasu, poza jedynym wyjątkiem, czyli meczem w pucharze z Arką Gdynia) słabo, a momentami bardzo słabo. Wolna, schematyczna gra, brak szybkości, pomysłu, dramatyczne błędy w obronie. Zresztą, fakty mówią same za siebie: w czterech ostatnich meczach z 12 punktów do zdobycia wywalczyła jeden, pięć kolejnych spotkań wyjazdowych zakończyła porażkami bez strzelenia w nich choćby jednego gola. Strefa spadkowa zbliżyła się niebezpiecznie i wychodzi na to, że wiosną trzeba będzie - zamiast spokojnie grać w środku tabeli - desperacko bronić się przed spadkiem. Ta wiosna zaczyna się już w sobotę (uważam przekładanie spotkań z wiosny na jesień za zupełnie niepotrzebne, ale to osobny temat). Może na pożegnanie roku 2021 ci, którzy mimo niesprzyjającej aury zdecydują się przyjść na stadion przy ulicy Sulechowskiej, wreszcie obejrzą coś ciekawszego? Oby tak się stało.
Trwa dyskusja na temat planów budowy stadionu w Zielonej Górze. Jak zwykle odezwali się prześmiewcy i krytycy. Argumenty, że coś takiego nie ma sensu, bo na mecze przychodzi garstka ludzi, a zespół męczy się w trzeciej lidze, czyli na czwartym szczeblu rozgrywek, do mnie nie przemawiają. Pewnie, że też mam wątpliwości, bo przecież od lat obserwują mizerię naszego futbolu i kompletny brak zainteresowania tych, którzy mogliby coś zmienić. Skoro więc coś w tym temacie ruszyło, to zamiast kwękać i wyśmiewać, trzeba (biorąc pod uwagę to, co wokół piłeczki działo się w Zielonej Górze od lat) jeśli nie euforii, to przynajmniej neutralnej życzliwości. Też mam wątpliwości, czy decydenci (szczególnie ten na najwyższym szczeblu) kierują się tylko miłością do futbolu. Kiedyś jednak napisałem, że dla rozwoju zielonogórskiej piłki zaakceptuję nawet pakt z diabłem. I to się nie zmieniło...
Andrzej Flügel