Profesor co dwa w jedno złączył
„Pełnoletność” świętuje w tym roku Uniwersytet Zielonogórski W tym tygodniu już po raz 19. na połączonej uczelni zabrzmiał „Gaudeamus igitur”, inaugurując tym samym rok akademicki 2019/20. Swoje jubileusze obchodzi też w tym roku prof. Michał Kisielewicz, który jest współtwórcą połączenia Wyższej Szkoły Pedagogicznej z Politechniką Zielonogórską. Od września jest też honorowym obywatelem miasta.
W 2001 roku prezydentem naszego kraju był Aleksander Kwaśniewski, na czele rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki stanął prezydent George W. Bush. Polacy sportowo zakochali się w sukcesach Adama Małysza, a polscy piłkarze po 16 latach wywalczyli awans na mistrzostwa świata. Do polskich kin wchodziły m.in. „W pustyni i w puszczy”, „Przedwiośnie” czy „Quo Vadis”, a w polskiej telewizji po raz pierwszy pojawił się program typu reality-show. W Zielonej Górze zaś szykowano się do połączenia Politechniki Zielonogórskiej z Wyższą Szkołą Pedagogiczną. Na czele połączenia stał Michał Kisielewicz, ówczesny rektor politechniki, wcześniej Wyższej Szkoły Inżynierskiej, wraz z prof. Andrzejem Wiśniewskim, ówczesnym rektorem WSP.
Temat połączenia zrodził się na jednej z konferencji rektorów uczelni technicznych. – Pamiętam, że to był 2000 rok – wspomina prof. Kisielewicz. – Rozmawiałem z kolegami z dużych ośrodków, m.in. Politechniki Warszawskiej, Akademii Górniczo-Hutniczej. Wszyscy podpowiadali: warto, żebyście się połączyli, bo w przyszłości, w takim mieście jak Zielona Góra trudno będzie wam dwie uczelnie utrzymać i zapełnić – dodaje. Z takimi przemyśleniami przyszły rektor Uniwersytetu Zielonogórskiego wrócił do miasta i połączeniową ideę zaczął wdrażać w życie. – Zwolennikami byli pracownicy i studenci WSP. Początkowo politechnika nie bardzo widziała siebie w strukturze uniwersytetu – wyznaje profesor.
Długie rozmowy zakończyły się powodzeniem, udało się przekonać senat politechniki, aby rozpocząć prace połączeniowe. Najwięcej mówiło się o wynagradzaniu pracowników połączonej uczelni. – Były dosyć duże rozbieżności – zaznacza naukowiec. Problemy finansowe jeszcze nieraz miały spędzić sen z powiek przyszłego rektora UZ.
Przychylne połączeniu było ministerstwo, tym bardziej, że integracyjne szlaki przetarto w Olsztynie, gdzie dwa lata wcześniej powstał Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, z połączenia Akademii Rolniczo-Technicznej, Wyższej Szkoły Pedagogicznej i Warmińskiego Instytutu Teologicznego. Tam w szyldzie uczelni podkreślono nazwę regionu. W Zielonej Górze postanowiono inaczej, skoro łączą się dwie zielonogórskie uczelnie, to najsłuszniejszą i najbardziej zrozumiałą dla ogółu będzie nazwa Uniwersytet Zielonogórski. - Grupa polityków chciała dodać inny przymiotnik - „Lubuski”, ale ja bałem się, że uczelnia będzie wówczas mylona z Uniwersytetem Lubelskim. W ogóle nie chciałem długo włączać do rozmów polityków, o co później mieli trochę pretensji – uśmiecha się profesor.
Politycy włączyli się na koniec, gdy została zamknięta procedura legislacyjna. Od połączeniowego pomysłu do jego realizacji minął mniej więcej rok. 7 czerwca 2001 r. Sejm RP przyjął ustawę o utworzeniu Uniwersytetu Zielonogórskiego z dniem 1 września 2001 r., prof. Michał Kisielewicz został pierwszym rektorem połączonej uczelni. - Mentalna integracja trwała dłużej niż formalna – wspomina prof. Kisielewicz. – Byłem atakowany w gazetach, że kogoś dyskryminuję – dodaje. Wizerunkowo postanowiono wzmocnić integrację poprzez… ślub. Odbył się happening, podczas którego Katarzyna Polibudzka wyszła za Piotra Wuespowskiego. Państwo młodzi nazywali się odtąd Uniwersyteccy.
Zasypywanie podziałów to jedno, a drugie to znajdowanie pieniędzy na finansowanie młodej, ale dużej uczelni. Potrzeby były spore. – Uczelnie były długo niedofinansowane, problemy były z realizacją zadań inwestycyjnych. Ciągle trzeba było biegać za pieniędzmi w różne miejsca. To było bardzo stresujące – zdradza naukowiec. Proponowano nawet, aby nową siedzibą rektora uniwersytetu były budynki fabryczne Polskiej Wełny. – Jak je obejrzałem i policzyłem ewentualne koszty remontu, to wyszło mi, że i 100 miliardów byłoby za mało! Ostatecznie, już w trakcie kadencji pozyskaliśmy szkolny budynek przy ul. Licealnej.
Profesor Kisielewicz w tym roku, oprócz 80. urodzin, obchodził także 60-lecie pracy dydaktycznej. W tym czasie pełnił wszystkie funkcje akademickie – od kierownika zakładu po stanowisko rektora. – Z Zieloną Górą związałem się w 1957 roku, gdy uruchomiono tu Studium Nauczycielskie. Uczyłem się tam oraz w... szkole muzycznej – wspomina prof. Kisielewicz, który później musiał wybierać między dwiema życiowymi pasjami – matematyką oraz grą na trąbce. Długo królowa nauk przegrywała z muzyką, ale ostatecznie zwyciężył pragmatyzm. – Rozpoczynać naukę gry na instrumencie po maturze to trochę za późno – wspomina profesor, który dodaje, że dostrzega liczne podobieństwa w obu dziedzinach.
1 lutego 1966 r. rozpoczął trwającą do dziś pracę na uczelni, wówczas w Wyższej Szkole Inżynierskiej. W czasie 18 lat uzyskał kolejno: jako pierwszy w zielonogórskim środowisku matematycznym otrzymał stopień naukowy doktora i doktora habilitowanego oraz tytuł profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego nauk matematycznych. – Matematyka nigdy jakoś szczególnie nie sprawiała mi trudności, choć na początku nie zdawałem sobie sprawy z tego, jakim wyzwaniem jest matematyka wyższa. Na etapie kształcenia średniego myślałem, że ja już wszystko umiem!
10 września 2019 r., prof. Kisielewicz podczas uroczystej sesji rady miasta zorganizowanej w kisielińskim pałacu odebrał tytuł Honorowego Obywatela Zielonej Góry. Doceniono tym samym wkład naukowca w powstanie Uniwersytetu Zielonogórskiego i wieloletnią pracę na rzecz środowiska akademickiego. – Czuję się zaszczycony tym wyróżnieniem, większość lat mojej aktywności zawodowej spędziłem właśnie tutaj, zaczynając od WSI, poprzez Politechnikę Zielonogórską, skończywszy na Uniwersytecie Zielonogórskim.
(mk)