Tęsknota za „Winogronkami” [FELIETON]
Ot przykład, który dał asumpt do dzisiejszego pisania. Informacja turystyczna chce znów zabłysnąć. Stawia więc przy ratuszu maszt, dzięki któremu w okolicy będzie bezpłatne Wi-Fi, będzie można sprawdzić co się w mieście dzieje i coś tam jeszcze. Maszt ma być zasilany solarem. Pięknie, czyż nie? Super pomysł! Tylko… ktoś postanowił solar postawić pod drzewem, w miejscu zacienionym. I cały deptak ma polewkę z pomysłodawcy. Antek Łusiak, główny redaktor miejskiej strony, poświęciłby temu co najmniej trzy „Winogronka”.
Inny przykład - zazieleniamy Plac Pocztowy. Naprzeciwko piekarni Rzepki pojawi się zieleń i ławeczki. Na tym placu, w innym miejscu, naprzeciwko poczty, zieleń już jest. No, ale „najlepsza specjalistka od zieleni” uznała, że to nie taka zieleń i postanowiła ją wyciąć, a w to miejsce posadzić nową, „wysoką, bo w mieście jest za mało cienia”, a pod tą „wysoką zielenią” postawić huśtawkę dla dorosłych. Gdy w tej sprawie przeprowadziłem sondaż wśród klientów stojących tam straganów z owocami, za każdym razem słyszałem: Naprawdę ktoś wpadł na pomysł, by to wycinać i sadzić od nowa? Naprawdę nie jesteśmy w ukrytej kamerze?
Znów „Winogronko” jak znalazł.
Jednak w moim rankingu pierwsze miejsce zajęłaby obwodnica Zaboru. Najpierw na okolicznych wzgórzach założono winnice, a potem przez ich środek prowadzi się obwodnicę. Już dziś można przyjmować zakłady, że będziemy mieli najbardziej ciężkie, bo ołowiane, wino w tej części Europy (piszę w tej, bo widziałem Ci ja we Francji winnice przy autostradzie, ale Francuzi, wiadomo, naród mało kumaty i nawet posługiwania się widelcem musieliśmy ich uczyć). Najciekawsze, że inwestor, marszałek województwa, najpierw wyłożył kasę na winnice a potem na obwodnicę.
Robimy w mieście rzeczy wielkie. Sieć ścieżek rowerowych, program modernizacji szkolnictwa zawodowego, sfinansowany przez Unię Europejską na bagatela, 40 milionów, pięknie rozwijają się nam strefy gospodarcze. Prawda. Ale czasami trafiają się takie właśnie kwiatki, które w naszym mieście możemy nazwać „Winogronkami”. Drobne, ale irytujące głupotki. Robione przez urzędników miejskich i wojewódzkich, spółdzielnie mieszkaniowe, przedsiębiorców i nas samych.
Pewnie znacie ich więcej. Jeśli tak, piszcie na adres mailowy redakcji. Od czasu do czasu chętnie o nich wspomnę.
Andrzej Brachmański