Tusk na białym koniu [FELIETON]
Generał ostatecznie na białym koniu nad Wisłę nie wrócił, czym utrwalił swoją legendę jako genialnego generała i to tak silnie, że po latach jego córkę wybrano senatorem w krótkich abcugach tylko dlatego, że była córkę swego taty.
Mniej więcej od roku 2017 lemingi z PO oczekiwały chwili gdy na białym koniu nad Wisłę wróci Donald Tusk. Wprawdzie dziś konie są generalnie mechaniczne, „biały koń” jest już zwrotem retorycznym, jeśli chodzi o prawdziwe wierzchowce to nie wiadomo czy rzeczony w ogóle potrafi utrzymać się w siodle, ale tęsknota za jego powrotem była nie mniejsza niż 70 lat wcześniej za Andersem.
W przeciwieństwie do Andersa Tusk jednak wrócił. Partia podała mu przywództwo na tacy, Donald zwołał długą konferencję prasową, na której bez wątpienia wypadł lepiej niż chodzący w zdeptanych butach i za obszernej marynarce Jarosław Kaczyński, i co dalej?
Pewnie ilu obserwatorów sceny politycznej tyle teorii. Moja jest krótka: Tusk popełnił błąd, lemingów nie uratuje a w ciągu najbliższych dwóch lat do wyborów parlamentarnych zużyje się jak pumeks w pralni babci Leontyny.
Niewątpliwie Donald Tusk to dotąd największy szczęściarz polskiej polityki. Z przywódcy niszowej partii jaką był Kongres Liberalno-Demokratyczny, dzięki bratobójstwu jakim było wbicie noża w plecy Unii Demokratycznej, z polityka, którego najbardziej zajmowało „haratanie w gałę” ,został premierem i to w najlepszym czasie dla Polski. W pierwszej swej kadencji dał Polakom to czego pragnęli – spokój po wariactwie pierwszego PiS, w drugiej nie dostrzegł zmiany oczekiwań wyborców. Myślał, iż zwykłe administrowanie krajem, zapewnienie spokoju przedsiębiorcom i ciepłej wody w kranie pracobiorcom wystarczy. Zlekceważył sektę smoleńską, nie znalazł na nią odpowiedzi. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i dobrym stosunkom z Frau Merkel ( co ma akurat należy poczytywać na wielki plus) został jednym z najważniejszych polityków w Europie. W każdym innym kraju byłby „postacią”. Ale nie w Polsce. Nasza narodowa cecha – zazdrość plus obrzydliwe obrzydzanie jego postaci w mediach „publicznych” powoduje, że jego wielkość za chwilę rozsypie się jak domek z kart.
Osobiście nie znajduję żadnej rozsądnej motywacji powrotu Tuska na fotel przewodniczącego PO, poza jedną – nienawiścią do Kaczyńskiego. Ale myślę, że nienawiść Kaczyńskiego jest jeszcze większa a ponieważ to niszczące uczucie, to obstawiam, że górą brudnej walce jaka teraz nastąpi ,będzie Kaczyński.
Jest takie stare , chyba greckie ,przysłowie – nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Donald Tusk wszedł. Dlatego sukcesu na dłuższa metę mu nie wróżę. Znając osobiście jego niechęć do lewicy i Peeselu sądzę, że będzie mu jeszcze trudniej niż Budce, jednoczyć opozycję.
Słowem – wraz z Tuskiem wraca stary podział. Skłócona rodzina PoPis-u i reszta. Co ważne – Tusk to stara gwardia, dla młodzieży już nie charyzmatyczny przywódca lecz zakurzony dziadek. Chyba coś jest na rzeczy w tym co napisał kontrowersyjny , nowy lubuski poseł Łukasz Mejza. Na Twiterze tweetnął , że Tusk jest jak Commodore 64 w dobie IPhonów.
Moim zdaniem lemingi znów źle oceniły sytuacje i miast dać szanse Trzaskowskiemu uległy mitowi gościa z Brukseli.
Ale póki co mamy jakiś przeciąg na scenie politycznej i jakiś przeciąg w Platformie. W Lubuskiem ćwierkają, że wraz z powrotem Wielkiego Donalda kończy się czas doktora Sługockiego. Jak w Warszawie czekano na powrót Donalda T. tak w Lubuskim czekają na powrót Bożenny B. Może nie na białym koniu ale w podobnym stylu. To akurat z punktu widzenia województwa byłaby „dobra zmiana” Doktor nie pozwolił wyrosnąć żadnemu nowemu liderowi ( ktoś jeszcze pamięta, że listę PO prowadził i posłem z naszego regionu jest gość o nazwisku Aniśko?) a dwór przewodniczącego całą politykę sprowadza do hasła „zniszczyć Kubickiego”. W efekcie przy absolutorium dla prezydenta mieliśmy powtórkę z historii.
Bodajże w roku 2013 poseł Wontor, będący w stricte personalnym sporze z Januszem Kubickim, wydał rozkaz radnym z klubu SLD by zagłosowali przeciwko absolutorium dla prezydenta, choć podstaw merytorycznych ku temu nie było żadnych. W efekcie trzech radnych się wyłamało. Wyrzucono ich z partii i klubu. W następnych wyborach, ci co się wyłamali, do rady weszli a podnóżki Wontora- z jednym wyjątkiem – nie.
Dwa tygodni temu mieliśmy sytuację identyczną. Będący w osobistym, ambicjonalnym, sporze z prezydentem Waldemar Sługocki nakazał klubowi PO głosować przeciwko wotum zaufania dla prezydenta, choć merytorycznych podstaw ku temu nie było. Tym razem dwóch radnych się nie podporządkowało i wyrzucono ich z klubu.( oficjalnie odeszli sami ale to było tylko uprzedzenie nieuchronnego). Prorokuję, że Krzysztof Machalica i Mariusz Rosik w przyszłej radzie będą a nie postawię dolara czy będą w niej Janusz Rewers i Sławomir Kotylak.
Zielonogórski przywódca PO w tym zacietrzewieniu nawet nie zauważa, że w przeciwnikiem nie jest prezydent lecz PiS i ,że póki co, to w kraju rządzi partia Kaczyńskiego i polityka w wojewódzka powinna ten fakt brać pod uwagę. Ostatnia wtopa pani Marszałek w rozmowach z rządem na temat rozdziału środków europejskich w nowej perspektywie, dowodzi, iż w Lubuskiem czas na zmiany. A ponieważ tu rządzi PO to , choć z powrotem Donalda Tuska długofalowych nadziei nie wiążę, jednak krótkofalowe tak.
Bowiem co by nie powiedzieć Bożenna Bukiewicz była politykiem przez duże „P”.
Andrzej Brachmański