Wiemy, że nic nie wiemy... [FELIETON]
Przykład Krosna pokazuje, że to ciągle za mało, a słoma dramatycznie wystaje z butów organizatorów i decydentów. Osiem godzin przed meczem na stadionie były już osoby odpowiedzialne za przebieg zawodów i stan techniczny toru. Już wtedy było wiadomo, że nic z tego nie będzie. Nie pomoże ubijanie ani deptanie luźnej nawierzchni. Tor stwarzał niebezpieczeństwo dla zawodników. Po co więc było uruchamianie całej machiny, wpuszczanie na trybuny kibiców i robienie wielu rzeczy, które były zupełnie niepotrzebne? Znów w telewizji obejrzeliśmy godzinny spektakl pod tytułem „Wiemy, że nic nie wiemy”. Dyskusje, dywagacje, obrazki jakichś gości łażących po torze na przemian z zawodnikami i spekulacje: pojadą czy nie? Nie pojechali. Zgadzam się z tymi komentatorami, którzy podkreślali, że nie chodzi tu tylko o Krosno w niedzielny wieczór 15 maja. Chodzi o działania systemowe, które wyeliminują podobne numery. Coś takiego zdarzyło się już przecież w tym sezonie w Rzeszowie i może zdarzyć się gdzieś indziej. Dopóki takich sytuacji się nie wyeliminuje żużel, mimo gadania o najlepszych ligach świata, zostanie sportem zaściankowym, dziwnym, a podobne sytuacje są nie do pomyślenia dla innych dyscyplin.
Tak na marginesie uważam, że sędzia podjął dobrą decyzję, bo zdrowie zawodników jest najważniejsze. Pewnie, że 40:0 bez walki w żaden sposób nie smakuje i prawdziwy kibic wolałby na przykład 46:44 po fajnym, emocjonującym meczu. Teraz przed Falubazem prawdziwy sprawdzian, czyli mecz z Polonią Bydgoszcz. Mam nadzieję, że kibice już nie będą dyskutować o stanie toru, tylko o fajnym ściganiu.
Piłkarska wiosna w regionie powoli zbliża się do finału. Dawno tak nie było, że na pięć kolejek przed końcem trzeciej ligi między dziewiątym a szesnastym zespołem, czyli już tym w strefie spadkowej, są zaledwie trzy punkty różnicy. Na to dziewiąte miejsce, po dwóch kolejnych zwycięstwach, wskoczyła Lechia. Zielonogórzanie postanowili swój ostatni mecz zagrać na głównej płycie, mając w pamięci dwa jesienne zwycięstwa i pewnie wygrali! Co ciekawe, niemal każdy przez nich egzekwowany rzut rożny powodował wielkie zamieszanie w szeregach gości i stanowił zalążek bramki. Starsi kibice siedząc na trybunach mogli sobie przypomnieć, że w lepszych czasach na zapleczu ekstraklasy przegrywały tam takie ekipy jak Miedź Legnica, Chrobry Głogów, kłopoty miał Śląsk Wrocław, Piast Gliwice czy Ruch Chorzów. Tak więc nie pozostaje nic innego jak zaapelować: grajcie na głównej płycie, bylebyście wygrywali! W sobotę wyprawa do Gorzowa i derby z Wartą. Życzę dobrze gorzowianom, niech zwyciężają (ale po sobocie) i podobnie jak my utrzymają się w lidze.
Andrzej Flügel