„Beatelsiaki” to był hit - Kultowe Miejsca ZG [ZDJĘCIA]
Fachu na początku uczył się od ojca, który jako szewc pracował przy ul. Jedności. Dziś w tym miejscu zakład prowadzi szwagier pana Henryka. Choć fach krąży po rodzinie, zakładu przy Mickiewicza raczej nikt nie odziedziczy. – Pracowałem z zięciem, ale zmienił zawód, a wnuk jest jeszcze w szkole i trudno przewidzieć na kogo wyrośnie – mówi H. Matuła. – A na emeryturę kiedyś trzeba iść. Taką wizją nie są zachwyceni klienci, szczególnie ci stali. Kręcą nosem, kiedy słyszą, że zakład może zostać zamknięty. Właściciel naprawia nie tylko buty, ale również torebki, a niegdyś siodła i uprzęże. Jak wspomina, bliskie mu były rymarskie klimaty. Cholewkarstwa, czyli tworzenia tego, co nad podeszwą, uczył się w zakładzie przy ul. Grottgera, dziś nie ma po nim śladu. Jednocześnie szlifował szewskie umiejętności. Swego czasu sam robił dla siebie buty. – Pamiętam „beatelsiaki” – całe ze skóry, łącznie z obcasem, podłużne, za kostkę. W latach 70. to był hit! Jednocześnie nie do zdarcia – opowiada. Później buty oddał koledze, który też nosił je latami. W ogóle, jak twierdzi pan Henryk, łatwiej naprawić solidnego 50-letniego buta niż doprowadzić do ładu nowego marketowego. Jakość mówi sama za siebie. – Jestem zwolennikiem przede wszystkim zdrowych butów – zaznacza. – Takich ze skóry, z najmniejszą możliwą ilością chemii. A czy szewc w dziurawych butach chodzi? – Oczywiście. Dla wszystkich mam czas tylko nie dla siebie!
Klienci zaglądają na okrągło, choć dziś wszystko się pozmieniało. Kiedyś rok miał swój rytm. Ludzie naprawiali buty przed świętami, były dwa sezony: wiosenno-letni i jesienno-zimowy, a w wakacje praca wygasała. Dziś nie ma żadnych zasad. Najczęściej dziewczyny zdzierają fleki w szpilkach, a panowie przychodzą z rozklejonymi butami. Właścicielki zgrabnych nóg zwężają kozaczki. Nierzadko trzeba but poszerzyć. Pan Henryk ma na to swoje patenty. Z domowych sposobów sprawdza się ocet. – Kwas rozmiękcza skórę – wyjaśnia. Czy zielonogórzanie dbają o buty? – Bardzo różnie. Niektóre są zadbane jak mebelki, ale zdarza się, że przynoszą stare kapcie, które nie nadają się nawet do naprawy – opowiada szewc. Przy ladzie jest kartka z informacją, że przyjmuje wyłącznie czyste buty. W zakładzie można nie tylko je naprawić czy rozciągnąć, ale również kupić akcesoria obuwnicze: sznurówki, wkładki ortopedyczne, fleczki, podpiętki. – To ginący zawód – przyznaje pan Henryk. – Nie ma kadry, która wyszkoliłaby kolejne pokolenie. Do zakładu przychodzą przedszkola i szkoły, by dowiedzieć się czegoś o szewskim fachu zanim zniknie bezpowrotnie. Jeden z klientów zostawił pod drzwiami niespodziankę – portret pana Henryka przy pracy. Od tamtej pory obraz wisi w honorowym miejscu.
- Zawsze miałem przeczucie, że będę to robił. Niczego innego w życiu nie szukałem – opowiada pan Henryk.
Co najbardziej lubi w swojej pracy? Spokojną atmosferę. O szewskiej pasji nie ma tu mowy.
https://wiadomoscizg.pl/informacje/%E2%80%9Ebeatelsiaki%E2%80%9D-to-byl-hit-kultowe-miejsca-zg-zdjecia#sigProId58c08bfbb8
(ah)