Dwóch oszustów po tombolową warszawę - SPACEROWNIK ZIELONOGÓRSKI ODC. 471 (1060)
- Czyżniewski! Chodzi o tzw. garbatą warszawę. To było cudo. Mój ojciec, który był taksówkarzem, jeździł taką - tu moja żona, zapominając o gonieniu do mycia patelni, zaczęła wspominać wakacyjne wyjazdy. W bagażniku samochodu zamontowane były półki tworzące szafę/spiżarnię na kółkach…
Produkcję samochodu rozpoczęto w 1951 r. w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu, w oparciu o radziecką markę M20 Pobieda.
Samochód był marzeniem milionów Polaków. Dla większości nieosiągalnym. - Załatwimy jedną warszawę i będzie główną atrakcją naszej loterii - wymyślili organizatorzy Festynu Prasowego organizowanego przez „Gazetę Zielonogórską” (dzisiaj „Gazeta Lubuska”). Dla ówczesnego organu KW PZPR nie było to problemem. W pierwszy weekend lipca 1957 r. zielonogórzanie i goście z regionu mogli się bawić w kilku miejscach w mieście. W podsumowaniu „GZ” wyliczyła, że na jej święcie bawiło się 60 tysięcy osób.
„Gazeta Zielonogórska” na pierwszej stronie relacjonowała problemy z pierwszą nagrodą w Tomboli Festynu Prasy. Wydania z 17 i 19 września 1957 r.
W niedzielę, 7 lipca, o 15.45 zaplanowano imprezę, która przyciągnęła tłumy.
Szczęśliwy numer 259090
- Oczy 12-tysięcznej rzeszy Czytelników, zebranych na stadionie „Lechia”, zawisły z napięciem na sześciu czarnych woreczkach z kostkami, z których wybrana spośród publiczności komisja za chwilę wyciągnie kostki ze „szczęśliwymi” cyframi - relacjonowała „GZ”. - Trema i zdenerwowanie są w takim momencie najzupełniej zrozumiałe. No bo pomyśleć: jeszcze jesteśmy zwykłymi posiadaczami losów Tomboli, a już za chwilę możemy stać się… właścicielami wymarzonej warszawy.
Napięcie rosło. Redaktor Jan Kolasiński pilnował, by osoby losujące założyły czarne półrękawki i pomagał im zakryć oczy czarnymi opaskami.
Sześć kostek wylądowało na stole!
- Samochód warszawa wygrywa numer 259090 - padło ze sceny. Ludzie znali na pamięć numery swoich losów, bo sprzedawano je już od kilku tygodni. Nikt się nie zgłosił. Szczęśliwca nie było na stadionie…
Losujemy, losujemy
Komisja losowała kolejne nagrody. Komplet mebli, los 068744 - nikt się nie zgłosił.
III nagroda, motocykl jawa, los nr 177521 - nikt się nie zgłosił.
IV nagroda, futro damskie, los nr 044290 - nikt się na zgłosił.
V nagroda, skierowanie na wczasy, los nr 201775 - nikt się nie zgłosił.
VI nagroda, skierowanie na wczasy w Bułgarii, los nr 175516. - Jestem, jestem - zgłosił się Eugeniusz Kościński. Publiczność biła brawo, fotoreporter robił zdjęcia.
- Czy pan jest z Zielonej Góry? - spytał reporter.
- Nie, z Poznania. W Zielonej Górze przebywam tylko okresowo na delegacji. Pracuję jako technolog w poznańskim ZBW - odpowiedział posiadacz szczęśliwego losu. To jeden z 10, które kupił.
Komisja losowała kolejne nagrody: lodówkę, radioaparat Beethoven, radioaparat Juwet oraz pralkę elektryczną.
„Gazeta Zielonogórska” na pierwszej stronie relacjonowała problemy z pierwszą nagrodą w Tomboli Festynu Prasy. Wydania z 17 i 19 września 1957 r.
Warszawa do odbioru
Wszyscy czekali na szczęściarza, który wygrał samochód. Warszawę można było podziwiać na wystawie sklepu przy ul. Żeromskiego (dzisiaj sklep obuwniczy). Mijały kolejne dni, pojawili się odbiorcy jawy, radioodbiornika. Warszawa czekała.
Prawie tydzień po losowaniu, 12 lipca, w południe, rozgłośnia Polskiego Radia w Zielonej Górze poinformowała, że „największym szczęściarzem spośród wszystkich uczestników Tomboli, okazał się Narcyz T. z Bojadeł.”
Przed sklepem przy Żeromskiego pojawił się tłum ciekawskich, którzy chcieli zobaczyć na własne oczy szczęśliwca odbierającego samochód. Nie doczekali się.
Kilkaset metrów dalej, w redakcji „GZ” trwały przygotowania do wydania samochodu. Wszystkie dokumenty były już gotowe. Pojawili się nawet milicjanci, by na pół godziny wstrzymać ruch przed sklepem. Ruchu nie wstrzymano, ale milicjanci i tak byli potrzebni.
Zamiast nagrody areszt
Dziennikarze cały czas nieufnie oglądali zwycięski los. Kupon był brudny, zapaćkany oliwą i smarem, a jedna z cyfr budziła wątpliwości. Los okazał się sfałszowany. Z sześciu cyfr tylko dwie były prawdziwe. Cztery podrobiono, co wykazała zrobiona w ekspresowym tempie milicyjna ekspertyza. Narcyz T. (gazeta, jak było wówczas w zwyczaju, podała jego pełne nazwisko i opublikowała zdjęcie), zamiast warszawą ,odjechał z redakcji milicyjnym gazikiem, aresztowany przez por. Wronę. Przed aresztowaniem z werwą opowiadał redaktorom o wygranej, emocjach i powodach, dlaczego zwlekał kilka dni z odebraniem nagrody. Wszystko okazało się kłamstwem.
Warszawa nadal czekała na właściciela. Gazeta co pewien czas przypominała o nagrodzie. Nikt się nie pojawił. Tymczasem Narcyz T. błyskawicznie trafił do sądu. 9 września został skazany na rok więzienia. Tłumaczenie oszusta, że prawidłowy los zniszczył przez przypadek i dlatego „wyprodukował” nowy, sądu nie przekonało. Wyrok miał odstraszyć innych oszustów. Nie odstraszył. W dniu ogłoszenia wyroku do redakcji zgłosił się kolejny - młody tokarz z Zastalu Stanisław A., posiadacz losu z czterema prawidłowymi numerami. „Poprawił” tylko dwa. Redaktorzy natychmiast zawiadomili milicję. Warszawę znowu zastąpił milicyjny gazik.
Do trzech razy sztuka
Zwycięzcy jak nie było, tak nie było. W końcu redakcja ogłosiła 17 września, że jeżeli nikt nie zgłosi się do 1 października, nagroda przejdzie na własność organizatorów, którzy chcieliby ją przekazać służbie zdrowia jako karetkę pogotowia. Natychmiast rozpoczęła się dyskusja, czy to słuszny ruch. Nie trwała długo, bo następnego dnia zgłosił się Stanisław Teresiak z Tarnawy koło Krosna Odrzańskiego, posiadacz szczęśliwego losu.
Informacja o tym pojawiła się na pierwszej stronie „GZ” z 19 września. Wreszcie wszystko się zgadzało.
- Po prostu nie wpadłem wcześniej na pomysł, aby sprawdzić numery na moich czterech losach. Dopiero we wtorek wieczorem, siedząc u sąsiada, przypadkowo rzuciłem okiem na pierwszą stronę „Gazety”, gdzie przeczytałem tytuł „Co zrobić z tombolową warszawą” - opowiadał pan Stanisław, który po powrocie do domu sprawdził losy. - Całą noc nie spałem. Bałem się, że jak rano się obudzę, to okaże się, że spałem i to był sen.
Żona doradzała zwycięzcy, by nie jechał po nagrodę: - Bo się jeszcze biedy napytasz. Dwóch już zamknęli.
Nie napytał się. Samochód odebrał, a „GZ” pokazała tłum ludzi obserwujących odbiór samochodu. Ponieważ S. Teresiak nie miał prawa jazdy, o pomoc poprosił szwagra, który pojechał z nim do domu. Towarzyszyli im reporterzy relacjonujący przyjazd do Tarnawy.
Ze zbiorów PKS. Zdjęcie ilustracyjne. Taką warszawę oferowano w Tomboli. Samochód zarejestrowany w naszym mieście przed 1957 r. Obok niego stoi prawdopodobnie Alojzy Sawina. Róg ul. dra Pieniężnego i al. Niepodległości.
Tomasz Czyżniewski
Codziennie nowe opowieści i zdjęcia
Fb.com/czyzniewski.tomasz