Erwin Adalbert Steglich szkoli się na marynarza -SPACEROWNIK ZIELONOGÓRSKI ODC. 403 (991)
- Czyżniewski! Zapomniałeś, że po połączeniu miasta z gminą leżymy nad Odrą. W Krępie. Może to nie jest długa linia brzegowa, ale zawsze. Chociaż jeśli ja miałabym kogoś wodniacko szkolić, wybrałabym Cigacice. I pierwszym elementem szkolenia byłoby utrzymanie czystości w kambuzie – moja żona znacząco pokazała palcem patelnię. Dla mnie była czysta. Przecież kawałek jajecznicy nikomu nie zaszkodzi.
Do kambuza, czyli miejsca na statku do przygotowywania posiłków, jeszcze wrócimy. Najpierw poszukajmy odpowiedniego miejsca. W przedwojennym Grünbergu modne było uprawiania sportów wodnych. Prawie na każdej starej pocztówce, pokazującej nawet najmniejszy akwen, widać łódki lub kajaki. Czasem mam wrażenie, że Niemcy wykorzystaliby nawet większą wannę do wodowania nawet malutkiej jednostki wodnej. Młodzi wioślarze mieli nawet swój klub - Młodzieżowe Stowarzyszenie Marynarskie (Marine Jugend Verein). Jego członkowie trenowali głównie na stawie w Dolinie Luizy, czyli powojennym Wagmostawie. Przepływa tutaj Gęśnik, którego wody spiętrzono, tworząc mały akwen wodny. Śluza powstała na potrzeby młyna, który w tym miejscu funkcjonował przynajmniej od XVIII wieku - nazywano go młynem Semmlera, na cześć burmistrza z czasów austriackich. Oprócz mielenia zboża miał on również prawo do wyszynku. W 1840 r. ówczesny właściciel młyna, August Stolpe, przebudował go na przędzalnię. Przez kilkadziesiąt lat woda napędzała maszyny tkackie. Tego typu przędzalni i foluszy było w mieście sporo. Jednak wkrótce wyparły je maszyny parowe. Trzeba było wymyślić coś nowego.
Kronikarze nie odnotowali, kiedy przędzalnia przestała funkcjonować. Jedno jest pewne - 24 lipca 1887 r. swoją restaurację otworzył tutaj Hermann Schultz. Całość nazwał Doliną Luizy. Tak powstało kultowe miejsce, które odwiedzały setki, a może tysiące zielonogórzan. Restauracja, stoliki na powietrzu, muszla koncertowa, łódki a przez pewien czas nawet basen pływacki.
Nic dziwnego, że tutaj również trenowali młodzi marynarze. 300 km od morza. Co za pomysł!
Ze zbiorów Jana Markowskiego. Na zdjęciach przedwojenna Dolina Luizy wygląda jak spore jezioro
Wróćmy do kambuza. Czy mieli w nim wachty?
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno w latach 30. funkcjonowało w mieście swoiste marynarskie przedszkole - Marine Vorschule, które organizowało marynarskie kursy - odpowiada Bartłomiej Gruszka, archeolog i zbieracz dokumentów poświęconych dawnej Zielonej Górze. Kładzie na stole taki dokument - świadectwo ukończenia szkoły (Abgangs-Zeugnis) wydane 25 września 1932 r. Potwierdza ono, że 19-letni Erwin Adalbert Steglich z Drezna, po trwającym 75 dni kursie otrzymał stosowny dokument.B
B. Gruszka wraz z Aliną Polak-Woźniak odczytali świadectwo, w którym opisano jak przebiegał kurs.
Praktyczna część kursu odbywała się nad potokiem Gęśnik (Maugscht), w Dolinie Luizy.
- Steglich w ramach szkolenia „Albatros” ukończył także kurs pływacki (otrzymał za to stosowny certyfikat), który odbywał się m.in. nad Kanałem Kilońskim w Borgstedt koło Rendsburga (wówczas kanał nosił nazwę Kaiser-Wilhelm Kanal) - opowiada B. Gruszka. - Tam Steglich przepłynął w godzinę dystans 4 km. Ponadto, w ramach kursu, musiał spędzić w wodzie 20 minut, będąc w odzieży!
Ze zbiorów Sławomira Ronowicza. Tuż przy przystani znajdował się letni ogródek
Spełnił wszystkie wymogi. Nie wiemy czy później został marynarzem.
Zaświadczenie ukończenia szkoły
Erwin Adalbert Steglich, Drezno, urodzony 18 lutego 1913 r. w Dreźnie, od 18 maja 1932 r. do 23 sierpnia 1932 r. uczestniczył na pokładzie naszego małego, motorowego statku szkolnego Albatros i motorówki Meteor w skróconym kursie marynarskim (trwającym 75 dni; [przyp.red: pełen kurs trwał 150 dni]), który obejmował: poznanie zasad działania kompasu, budowy statku, prowadzenia dzienników pokładowych, znajomości wszystkich typów statków oraz flag, wiosłowania, sterowania łodziami, znajomości silnika, nawigacji (w tym znajomość mapy morskiej), sygnalizacji za pomocą chorągiewek, umiejętności tworzenia i zastosowania węzłów marynarskich oraz strzelania z broni małokalibrowej.
Pan Steglich ma bardzo dobrą spostrzegawczość, z pełną satysfakcją rozwiązał powierzone mu zadania i zdobył dobrą znajomość marynarskich zasad. Może zatem służyć, natychmiast od pierwszego dnia zaokrętowania, jeśli zostanie przyjęty na pokład statku.
Steglicha można polecić do pracy w marynarce wojennej lub handlowej, a także w Reichswehrze.
Ze zbiorów Bartłomieja Gruszki
Tomasz Czyżniewski
Codziennie nowe opowieści i zdjęcia
Fb.com/czyzniewski.tomasz