Jak kiedyś milicja i gazeta z chuliganami walczyły - SPACEROWNIK ZIELONOGÓRSKI ODC. 482 (1071)
- Czyżniewski. Widzę, że wymieniasz ludzi z imienia i nazwiska. Może jeszcze dołożysz ich adres? Zazwyczaj podaje się tylko inicjały - moja żona po raz kolejny udowodniła, że zna się praktycznie na wszystkim. Od mycia patelni, poprzez grę na akordeonie i kolorystykę miejskich autobusów, aż po zwyczaje prasowe…
Ma rację. Dziś w prasie zazwyczaj podaje się inicjały ludzi, którzy coś narozrabiali. Jednak w dzisiejszym Spacerowniku piszę o Zielonej Górze z lat 50. XX wieku. Wówczas ukazująca się w mieście „Gazeta Zielonogórska”, opisując na przykład działania chuliganów, podawała pełne dane personalne a nawet dokładne dane adresowe.
Ojciec zabił córkę
Również w przypadku morderstwa. - Tragedia przy ul. Chopina. W dniu 6 listopada br., w godzinach przedpołudniowych w mieszkaniu przy ul. Chopina 17 zaalarmowani funkcjonariusze MO znaleźli zwłoki 17-letniej dziewczyny - Józefiny Sokół. Na strychu tegoż domu natomiast zwłoki wisielca Henryka Sokoła - odnotowała „Gazeta Zielonogórska” w wydaniu z 9 listopada 1956 r. - Jak wynika z dotychczas przeprowadzonego śledztwa, mordercą Józefiny Sokół był jej ojciec Henryk Sokół, który po dokonaniu mordu popełnił samobójstwo. Przyczyn morderstwa jeszcze nie ustalono. Istnieją przypuszczenia, że zostało ono dokonane na tle seksualnym.
Drastyczne.
Uwaga! W tym odcinku Spacerownika zmieniłem wszystkie imiona i nazwiska oraz miejsca zamieszkania. Są fikcyjne. Ale opisywane sytuacje są prawdziwe.
Ze zbiorów Tomasza Czyżniewskiego. Widok na teatr w latach 60. Dekadę wcześniej, w gablotach przy wejściu po lewej stronie, wywieszano zdjęcia zielonogórzan skazanych przez kolegium.
Tablica przed teatrem
Wróćmy do teatru. Gablota przy wejściu pojawiła się na przełomie maja i czerwca 1956 r. Publikowano w niej zdjęcia osób zakłócających spokój i porządek w mieście. Do tego podawano dane personalne i uczynki, ze które ukarało ich kolegium.
- Niech fakt ten będzie przestrogą dla wszystkich, którzy sądzą, że społeczeństwo tolerować będzie ich pijacki i chuligański sposób życia - tłumaczyła 7 czerwca „Gazeta Zielonogórska”, prezentując zdjęcie tablicy, przed którą stało kilka osób. Informacja zrobiła piorunujące wrażenie. Tydzień później, 15 czerwca, „GZ” opublikowała kolejne zdjęcie. Przed tablicą stało już około 20 osób. Wieść się już rozniosła, że można było zobaczyć tam coś ciekawego. Może sąsiad, który nie stronił od alkoholu znalazł się na tablicy?
- Pomysł przedstawiania społeczeństwu naszego miasta tych, którzy zakłócają spokój i porządek okazał się trafny. Świadczy o tym oblężona gablotka - oceniała gazeta.
To był fragment kampanii walki z pijakami i chuliganami.
Ukarać pijaka
Pod koniec października gazeta zamieściła obszerną relację z posiedzenia zielonogórskiego Kolegium Orzekającego. Sprawa dotyczyła Leopolda Sielickiego, zatrudnionego w państwowej firmie, który dorabiał sobie powożąc dorożką. Według notatki funkcjonariusza milicji z 9 października Sielicki był pijany, zachowywał się ordynarnie i stawiał opór milicjantowi, który postanowił go zatrzymać do wytrzeźwienia.
- Wypiłem tylko dwa piwa. Zmogło mnie, bo wcześniej połknąłem proszek antyalkoholowy. Bo ja się leczę, a te środki mi szkodzą - tłumaczył dorożkarz. Zaprzeczał, że wyzywał milicjanta, którego notatka nie była zbytnio dokładna, a od zdarzenia minął przecież miesiąc.
Członkowie kolegium udali się na naradę. Tymczasem dziennikarka „GL” opisywała Sielickiego jako notorycznego pijaka, który już piąty raz stawał przed kolegium za powożenie dorożki po kilku głębszych. Domagała się (chociaż pisząc tekst znała już wyrok) surowej kary, bo jej zdaniem dorożkarz stwarzał duże zagrożenie.
- Trzeba mu odebrać zezwolenie na prowadzenie dorożki i ukarać solidną grzywną - wnioskowała dziennikarka.
Kolegium było innego zdania. Zasądzono sześć tygodni pracy poprawczej, co oznaczało, że w tym czasie Sielicki otrzymywał pensję mniejszą o 20 procent.
- Po co mu psuć opinię. Przecież nikogo nie zabił - tłumaczył dziennikarce jeden z członków kolegium, sugerując by o sprawie nie pisać.
Koń stoi, pies szczeka
Nasz dorożkarz nie był jedynym sprawiającym kłopoty.
W marcu 1957 r. fotoreporter „GZ” uchwycił konny zaprzęg stojący w poprzek ulicy.
- Właściwie koniowi należy wybaczyć, że jest niesforny, lecz woźnicy Stefanowi Kobylakowi z ul. Piaskowej 5 należy się ostrzeżenie, by niesfornego konika nie zostawiał bez opieki na ulicy lub… nauczył go stać spokojnie - pisała gazeta.
Na drugi dzień „GZ” opublikowała podobne zdjęcie - ten sam koń, ten sam wóz stojący w poprzek ulicy, tylko lokalizacja inna. Woźnica nie skorzystał z porady redaktora i konia niczego nie nauczył. Nie wiemy czy interweniowała MO. Redakcja nic na ten temat nie napisała.
Napisała natomiast o karze za szczekanie. To był styczeń 1960 r. Przed restauracją „Kudowa” przy ul. Sikorskiego stała grupka mężczyzn. Pech chciał, że przejeżdżał tamtędy radiowóz MO. - Stojący obok restauracji młodzieńcy zaczęli, imitując psy, szczekać za przejeżdżającym funkcjonariuszem, a 19-letni Antek Kociołek znieważył go obelżywymi słowami - relacjonowała „GZ”. Sąd skazał Kociołka na jeden miesiąc aresztu. Redakcja opatrzyła notkę wymownym tytułem: „Miesiąc aresztu za… szczekanie”.
Ręce pełne roboty
Drobnymi sprawami zajmowało się głównie kolegium. W 1958 r. zorganizowało ono 2.900 posiedzeń, na których rozpatrywano 280 spraw. Najwięcej wykroczeń występowało w okresie jesienno-zimowym. Nazwiska „stałych” klientów publikowano również w gazecie. A nawet ich zdjęcia. Tak było z 17-letnim Jankiem Czarnasem, strugaczem z Falubazu. Przewodniczący składu, towarzysz Szajkowski, wypytywał go o ilość wypitego alkoholu. Przy okazji dopytywał o fryzurę. - Czy obywatel tak mało zarabia, że nie stać go na fryzjera? - pytał retorycznie. „GZ” szczegółowo opisała jego wygląd: - Długie, jasne kosmyki tworzą nad czołem wysoki czub. Wygnieciona „modna” marynarka i spodnie „z dyszla” dopełniają charakterystyki postaci.
Młodzieniec miał fryzurę jak tzw. bikiniarz. Niezbyt popularną wśród przedstawicieli władzy. Skończyło się jednak tylko na upomnieniu. I zdjęciu w gazecie.
- Jak wam nie wstyd młody obywatelu? Macie młodą matkę wdowę. Czy rozumiecie, że się ona o was martwi? Macie młody organizm, powinniście się dobrze odżywiać, a nie truć alkoholem - mówił przewodniczący.
Młody Czarnas kiwał głową ze skruchą.
Tomasz Czyżniewski
Codziennie nowe opowieści i zdjęcia
Fb.com/czyzniewski.tomasz