Niedyskretny, uliczny i domowy urok kołchoźnika - SPACEROWNIK ZIELONOGÓRSKI ODC. 479 (1068)

- Czyżniewski! Opanuj się. Podłączyłeś się do jakiegoś zepsutego nadajnika? – moja żona w połowie zdania przerwała mi relację, a ja tylko cytowałem…
- Zaraz przywalę ci patelnią, na szczęście, tym razem umytą. Podłączyłeś się do jakiegoś „kołchoźnika”, że nie można tego wyłączyć – kontynuowała, wbijając mnie w kompleksy. Skąd wiedziała?
Fot. Bronisław Bugiel. Ustawianie megafonu przy ul. Bohaterów Westerplatte. Z tyłu widoczna gazownia
Moje przenosiny
Rzeczywiście, przeniosłem się do 1954 r. Rzeczywiście, podłączyłem się do „kołchoźnika”. Rzeczywiście, nie można go wyłączyć.
- … i Rady Ministrów następuje kolejna obniżka cen artykułów. I tak… - „kołchoźnik” uparcie nadawał swoje. - … wózki dziecięce staniały o 25 proc., wyroby dziewiarskie przeciętnie o 15 proc.
Dobrze, niech sobie nadaje. „Kołchoźnik” to taka mała skrzyneczka, która w latach 40. i 50. XX wieku miał zradiofonizować Polskę. Zwykłe radioodbiorniki nie były tanie, a i z zasięgiem tradycyjnego radia różnie bywało. Dlatego na potęgę tworzono radiowęzły: zakładowe, wiejskie, miejskie i po stałych łączach rozprowadzono dźwięk. Kabelek docierał do mieszkania, na końcu była mała skrzyneczka z głośnikiem. Do wyboru, jeden program – z radiowęzła. Obywatel mógł sobie audycję pogłośnić, ściszyć lub wyłączyć. Taki miał wybór. Taki system potocznie nazywano kołchoźnikiem.
My akurat jesteśmy u zbiegu ówczesnych ulic Żeromskiego i Świerczewskiego (dzisiaj Kupiecka). Na dachu budynku ówczesnego Klubu Międzynarodowej Książki i Prasy (później mieściła się w nim Cepelia) zamontowano dwa głośniki. Lektor czytał mieszkańcom komunikat o obniżce cen ogłoszonej przy okazji 1 maja – Święta Pracy.
- Swoją pracą przyczyniliśmy się do tego, że następuje już druga z kolei obniżka – kontynuował lektor. – Przy dalszym wzroście wydajności pracy i przy dobrej gospodarce w naszych fabrykach i na wsi na pewno będzie ich jeszcze więcej.
Opisująca wydarzenie „Gazeta Zielonogórska” opublikowała zdjęcie sporej gromadki ludzi, którzy zatrzymali się pod głośnikami. W końcu każdy z nas woli słuchać o tym, że coś jest taniej niż o tym, że ceny idą w górę.
Ze zbiorów Lecha Aksiuczyca. Narożnik ul. Żeromskiego i Świerczewskiego (dzisiaj Kupiecka) z głośnikami na dachu budynku
Tysiące głośników
W tym czasie, w całym ówczesnym województwie zielonogórskim zainstalowanych było 28 tys. głośników z czego 6,6 tys. zamontowano w 1953 r. To był ważny element propagandy.
„Gazeta Zielonogórska” często opisywała pracę radiowęzłów, które jej zdaniem miały niebagatelny wpływ na walkę o wykonanie planów produkcyjnych. Na przykład radiowęzeł w Zastalu apelował, by zgodnie z partyjnymi wytycznymi, rozwijać produkcje uboczną z odpadów drzewnych i metalu.
- Dotychczas wyprodukowano w kuźni 100 szt. podków i na tym koniec – informowali redaktorzy radiowęzła apelując do dyrekcji, by zajęła się problemem. Niestety podkowy nie stały się znaczącym elementem w gamie wyrobów fabryki.
Ze zbiorów Grzegorza Biszczanika. Stary Rynek (wówczas pl. Bohaterów Stalingradu) – megafon ustawiony przy przystanku komunikacji miejskiej
Głos w spekulantów
W 1953 r. do zadań Radiowęzła Zielona Góra należało transmitowanie programu Warszawa I oraz nadawanie codziennie dwóch komunikatów lokalnych dla mieszkańców Zielonej Góry i powiatu. Oprócz tego, poprzez megafony zainstalowane na rynku specjalna ekipa prowadziła akcję demaskującą spekulantów i paskarzy usiłujących wykorzystać nieświadomość klientów.
Jednak takie nagłośnienie nie wystarczało, gdy zbliżały się obchody dużych świąt. Wtedy na ulicach montowano duże głośniki tymczasowe. Taki montaż uchwycił fotoreporter „GZ”. przed 22 lipca 1956 r. Głośnik ustawiono tuż obok słynnego „grzybka”, nieopodal hotelu Śródmiejskiego (dzisiaj w tym miejscu stoi pomnik Bachusa). Megafonizacja towarzyszyć miała przemarszowi przez miasto 700 młodych sportowców.
Z biegiem lat, tradycyjne radioodbiorniki, a później telewizja wyparły „kołchoźniki”. Jednak jeszcze przez wiele lat wzdłuż ulic, podczas pochodów 1-majowych, korowodów winobraniowych czy imprez sportowych ustawiano megafony. Dzisiaj czasami ich brakuje.
- Jak był Wyścig Pokoju wiara zbierała się na ulicy pod głośnikami – wspomina na FB Roma Matuszewska.
- Miło było usłyszeć, jak z tych głośników płynie melodia: Hej Winobranie. Teraz tego już nie ma i może szkoda – dodaje Marian Stasiak.
Fot. Bronisław Bugiel. 1956 r. koło „grzybka” – przygotowania do święta 22 Lipca
Tomasz Czyżniewski
Codziennie nowe opowieści i zdjęcia
Fb.com/czyzniewski.tomasz