Pierwszy „świetlny milicjant” kierował tutaj ruchem - SPACEROWNIK ZIELONOGÓRSKI ODC. 492 (1081)

- Czyżniewski! Postaraj się. Nie będzie mnie przez kilka dni. Mam nadzieję, że po powrocie poznam dom - oświadczyła mi małżonka, co oznacza, że dzisiaj nie będzie ani słowa o patelni. - Sygnalizacja świetlna nad skrzyżowaniem? Nie kojarzę - rzuciła na odchodnym. Mało kto kojarzy.
Pierwsze takie urządzenie
Dzisiaj nie wyobrażamy sobie poruszania się po mieście bez świateł na skrzyżowaniu. 65 lat temu prawie nikt nie wiedział, że coś takiego istnieje. Oprócz Eugeniusza Zagórskiego, kierownika Wydziału Komunikacji w ratuszu, który wraz z Janem Toczkiem, podczas urlopu, sposobem gospodarczym wykonał urządzenie. Magistrat szukał rozwiązań, by zapewnić bezpieczeństwo na ulicach miasta, bo wciąż zwiększał się ruch samochodowy. Pod koniec 1959 r. w Zielonej Górze zarejestrowanych było 3.800 samochodów (przeważały ciężarówki) oraz 1.900 motocykli. Tylko 245 aut należało do osób prywatnych.
Na przełomie lat 50. i 60. XX wieku najbardziej ruchliwym skrzyżowaniem w mieście był styk ulic: Żeromskiego, Niepodległości i Świerczewskiego (dzisiaj Kupiecka). To tam stał słynny „grzybek” (dzisiaj rzeźba Bachusa).
- To tutaj zamontujemy pierwszy sygnalizator - zadecydowały władze miasta.
- Kiedy ten „elektryczny milicjant” zaświeci? - dopytywała się „Gazeta Zielonogórska” 18 sierpnia 1958 r., prezentując zdjęcie sygnalizatora.
Ze zbiorów Jerzego Topolskiego. Al. Niepodległości była jedną z głównych ulic miasta - koło teatru zatrzymywały się autobusy komunikacji miejskiej
Start 2 września
- „Świetlny milicjant” rozpoczyna regulować ruch - odnotowała dwa tygodnie później „GZ”. - Tłum przechodniów zebrał się w dniu 30 sierpnia w godzinach popołudniowych koło „grzybka” - zainteresowanych próbą regulacji jezdni przez „świetlnego milicjanta”. Próba wypadła na medal, ale równocześnie zakończyła się smutno dla tych kierowców, którzy nie znają przepisów ruchu drogowego - bo posypały się mandaty.
Fot. Czesław Łuniewicz/ze zbiorów Archiwum Państwowego w ZG. Skrzyżowanie Kupiecka - Niepodległości w 1965 r. Jeszcze nie ma sygnalizatorów na słupach.
System uruchomiono na stałe 2 września 1958 r. Równocześnie zapowiedziano, że funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej i harcerze będą prowadzić naukę chodzenia przez ulicę. „GZ” opublikowała nawet instruktarz: - Żółte światło jest tylko sygnałem przygotowawczym dla kierowców. Kiedy natomiast zaświeci światło zielone równoległe do Alei Niepodległości i ul. Żeromskiego, to mogą przechodzić przechodnie przez obydwie jezdnie ul. Świerczewskiego. Kiedy zaś zaświeci światło zielone równoległe do ulicy Świerczewskiego, można przechodzić jezdnie ulic Żeromskiego i al. Niepodległości.
Nie wszyscy kierowcy sygnalizację zauważyli. - Kierowca czerwonej warszawy nr rej. A 52-205, nie chciał zauważyć w ubiegły czwartek po południu czerwonego światła i pełnym gazem minął znak zakazujący przejazdu. A co by było, gdyby z bocznej ulicy wyjechał inny samochód - pisała „GZ” 2 października 1958 r.
Fot. Czesław Łuniewicz/ze zbiorów Archiwum Państwowego w ZG. To samo miejsce kilka lat później - sygnalizacja stoi tuż przy przejściu dla pieszych
Ach te kolory
Piesi również mieli kłopoty z sygnalizatorami. Nie mieli świateł dla siebie. - Pojazdy jadą przy zielonym świetle, przechodnie chodzą przy czerwonym - przypominała „GZ”. Zdaniem władz miasta „automatyczny milicjant” się sprawdzał, planowano zamontowanie kolejnych takich urządzeń.
Fot. Czesław Łuniewicz/ze zbiorów Archiwum Państwowego w ZG. To samo miejsce kilka lat później - sygnalizacja stoi tuż przy przejściu dla pieszych
Do największej rewolucji doszło 10 lat później. 26 kwietnia 1967 r. na skrzyżowaniach Świerczewskiego - KRN - Drzewna (dzisiaj Kupiecka - Podgórna - Drzewna), Świerczewskiego - Żeromskiego oraz Świerczewskiego - Bohaterów Westerplatte zamontowano sygnalizatory ustawione na słupach przy przejściach. Już nie wisiały nad ulicą. - Zainstalowany w mieście system regulacji świetlnej jest dotychczas w kraju nieznany. Dopiero przed miesiącem system ten zastosowano w Gliwicach i na jednym skrzyżowaniu w Warszawie na Pradze - informowała „GZ”. Do tej poro stosowano tzw. system dwufazowy, a nowa sygnalizacja była czterofazowa. Zielone światło włączało się tylko dla jednej ulicy i samochody jechały w każdym kierunku bez ryzyka kolizji z pojazdami jadącymi z naprzeciwka. Jedna faza mogła trwać od 53 sekund do 4 minut i 45 sekund. Wiszące nad ulicą sygnalizatory odeszły w niepamięć.
Tomasz Czyżniewski
Codziennie nowe opowieści i zdjęcia
Fb.com/czyzniewski.tomasz