Z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że w dokumentach dotyczących powstania większości powojennych osiedli mieszkaniowych znajdziemy podpis Janusza Wyczałkowskiego. Przez wiele lat był architektem wojewódzkim. Zmarł w zeszłym tygodniu.
Jego najbardziej rozpoznawalnym dziełem jest budynek BWA przy al. Niepodległości. Jednak najwięcej komentarzy wywoływała instalacja, która kiedyś stała nieopodal stadionu przy ul. Sulechowskiej.
[caption id="attachment_18082" align="alignnone" width="1300"]
Budynek BWA powstał w 1965 r. Relief na ścianie frontowej zaprojektował Marian Szpakowski - Archiwum fotopolska.pl[/caption]
- Mąż pracował głównie w zespołach projektowych. Zaplanował m.in. tereny wystawowe nieopodal stadionu – informuje Bożenna Wyczałkowska. W latach 70., z okazji XXX-lecia powstania PRL-u, postawiono tam lekkie obiekty. W ten sposób zagospodarowano teren pomiędzy stadionem i ul. Urszuli.
Najbardziej charakterystycznym elementem tego terenu były trzy słupy, wysokie na kilkadziesiąt metrów, zwieńczone talerzami. Potocznie nazywano je UFO. Wystawały nad otoczenie. Było je widać z daleka. Dzisiaj takie budowle spotykamy przy stacjach benzynowych czy marketach. Te współczesne pełnią funkcje reklamowe. Nasze talerze UFO były ozdobą i punktem orientacyjnym. Ustawiono je w niecce wypełnionej wodą. Talerze się kręciły.
[caption id="attachment_18083" align="alignnone" width="1000"]
Charakterystyczne słupy przy ul. Sulechowskiej ustawiono z okazji obchodów XXX-lecia PRL - Fot. Zbigniew Rajche[/caption]
- Kręciły się tylko raz na otwarcie wystawy, na wspomniane XXX-lecie. Światło odbijało się w wodzie. Potem stały nieczynne a przez otwarte drzwiczki można było wejść do środka - wspomina na Facebooku Tomasz Kowalski.
- Nocne iluminacje było widać z Doliny Zielonej i dalej, nie tylko z okazji święta, UFO nadlatywało co noc. Teraz mamy rurę z literką M też widoczną z daleka... - dodaje Krzysztof Fedorowicz.
- Nie kręciły się. To świetlówki zapalały sie i gasły jak w neonach, tworząc iluzję obracających się kół - wspomina Marcin Murzyński.
Talerzy w zielonogórskim krajobrazie już nie ma.
[caption id="attachment_18084" align="alignnone" width="1622"]
Marian Janusz Wyczałkowski 1930-2020[/caption]
- Mąż nie przywiązywał wagi do dokumentów. Mówił, że najważniejsza jest Zielona Góra, kochał to miasto. Dla niego pracował. W latach 1969-72 chciał zbudować przejście przez Park Piastowski. Nie udało się. Kiedy kilkadziesiąt lat później droga powstała, cieszył się, że wreszcie jest – opowiada B. Wyczałkowska. – Nie wiem, czy przy jej budowie korzystano z wcześniejszych pomysłów. Nie gromadził projektów. Dzisiaj bardzo trudno dojść do tego, co projektował sam lub w zespole. Teraz usiłujemy to odtworzyć. Na pewno był to dworzec PKS, BWA przy Niepodległości, dom kombatanta przy Wieży Braniborskiej, ośrodek w Drzonkowie, kino Newa. I setki domów jednorodzinnych. Jego dziełem było też przejście graniczne w Świecku i kilka ośrodków wypoczynkowych.
Wyczałkowski był wesołym i zabawowym człowiekiem. I bardzo uczynnym. Zdarzało mu się, że w kawiarni omawiał problemy architektoniczne i z rozpędu pierwsze projekty powstawały na… serwetkach.
Nie przejmował się konwenansami. Jak opowiadał Henryk Ankiewicz Andabata, pewnego razu, w 1957 r. ujrzeli J. Wyczałkowskiego wkraczającego do Klubu Dziennikarza w samych skarpetkach, z butami w siatce, w której były również gdakające kury.
- To były nowe buty, uwierały mnie – tłumaczył architekt.
Urodził się 5 sierpnia 1930 r., w Sierpcu. W 1946 r. zamieszkał we Wrocławiu, gdzie skończył studia na wydziale architektury. W 1953 r., z nakazu pracy trafił do Zielonej Góry. Pracował w Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, w wydziale planowania przestrzennego, w pracowni urbanistyki. Od 1970 r. do 1983 r. był głównym architektem województwa. Nie zawsze była to łatwa funkcja, bo trzeba się było mierzyć z ograniczeniami rzeczywistości.
[caption id="attachment_18085" align="alignnone" width="1772"]
Dworzec PKS początkowo mieścił się przy ul. Kasprowicza. W 1963 r. przeniesiono go na ul. Walki Młodych (dzisiaj Dworcowa) - Archiwum PKS[/caption]
Tak tłumaczył w dwutygodniku „Nadodrze” (wydanie z 11-24 września 1983 r.) dlaczego budynki na os. Wazów mają piece zamiast centralnego ogrzewania: - Załamał się wtedy nasz import z Belgii, nie mogliśmy dostać grzejników, a ludzie czekali na mieszkania i wtedy zapadła decyzja, żeby dać piece. Z oddaniem osiedla można było poczekać, ale czy ci czekający na mieszkanie by się na to zgodzili?
W tym samym numerze tłumaczył jak powstawały duże sklepy osiedlowe, na które władze się nie zgadzały. Nie wolno było budować dla handlu. Wyczałkowski namawiał dyrektorów firm budowlanych, by stawiali na budowie duże magazyny, które po zakończeniu inwestycji mogły odkupić firmy handlowe. Działało to na wariackich papierach.
- Ojciec zrezygnował z tej pracy w 1983 r. Założył swoją pracownię. Później pracowaliśmy razem w moim biurze architektonicznym. Razem zrobiliśmy z 500 projektów. Imponowało mi, że jako 60-latek przesiadł się z deski kreślarskiej na komputer. Był hurraoptymistą. Zmarł 27 kwietnia 2020 r., dosłownie na moich rękach, w otoczeniu rodziny – wspomina Paweł Wyczałkowski.
Tomasz Czyżniewski
codziennie nowe opowieści i zdjęcia
Fb.com/czyzniewski.tomasz