Zapomniany świat bocznic kolejowych - SPACEROWNIK ZIELONOGÓRSKI ODC. 401
- Czyżniewski! Ja się wychowałam przy ul. Batorego, którą w trzech miejscach przecinały tory kolejowe. Jedne - koło skrzyżowania z Dworcową, biegły z dworca w kierunku składu węgla przy Węglowej. Już ich nie ma. Drugie - to wiadukt kolejowy, który działa do dzisiaj. Trzecie tory prowadziły do Zastalu. Przetaczano nimi gotowe wagony. Przetrwały, ale dzisiaj chyba nic po nich nie jeździ - moją żonę wzięło na kolejowe wspomnienia. Wielkanocne potrawy nie wymagały używania patelni, a pozostałymi naczyniami zajęła się zmywarka. Mieliśmy czas na długie rozmowy.
Rzeczywiście, niegdyś najważniejsza wewnątrzmiejska linia kolejowa przecinała ul. Batorego nieopodal skrzyżowania z Dworcową i Traugutta. Tutaj biegła linia Kolei Szprotawskiej - prywatnej linii łączącej Zieloną Górę ze Szprotawą. Uruchomiono ją 1 października 1911 r. Spółka akcyjna, której głównymi udziałowcami była berlińska firma Lenz & Co. i zielonogórscy przedsiębiorcy, od podstaw wybudowała nową trasę.
Pociąg jechał do Szprotawy około 2,5 godziny.
Najważniejszym elementem tej linii był dworzec Górne Miasto, wybudowany przy dzisiejszej ul. Ogrodowej. W aktach zielonogórskiej policji budowlanej zachował się tylko projekt lokomotywowni i torowisk. Pod dachem można było naraz obsługiwać dwa parowozy. Znajdowała się tu jeszcze obrotnica i pięć torów manewrowych.
Jednak najważniejszy był budynek dworca, który przetrwał do dziś. Na parterze znajdowały się kasy i poczekalnie, na piętrze biura i mieszkanie zarządzającego linią.
Kolej Szprotawska nastawiała się głównie na przewóz towarów. Swoją siecią bocznic oplotła największe zielonogórskie zakłady. Kilka lat po wojnie linię zlikwidowano. Jednak nadal funkcjonowały bocznice do kilkunastu przedsiębiorstw.
Przed tygodniem pokazywałem pociąg sunący ul. Kraszewskiego. - Pociągi jeździły kilka razy dziennie. Dom lekko drżał. Ja wychowałem się już przy lokomotywach spalinowych - opowiada Marcin Żutkowski. - Nie były takie uciążliwe. Mama opowiadała mi, że jak jeździły parowozy, to trzeba było zamykać okna, bo w domu szybko robiło się czarno.
Stara, niemiecka infrastruktura nie wystarczała. Dlatego podczas budowy al. Wojska Polskiego, na przełomie lat 60. i 70., nad nową ulicą przerzucono wiadukt kolejowy. Chodziło o to, by pociągi nie przejeżdżały w poprzek ruchliwych ulic. Tak się działo kilkaset metrów wcześniej, gdzie nieopodal dzisiejszego ronda PCK biegła bocznica prowadząca do Polmosu. Kolejnym miejscem, w którym tory przecinały ulice było skrzyżowanie Moniuszki z 1 Maja. Kilkadziesiąt metrów dalej pociągi wjeżdżały na teren winiarni przy Moniuszki lub jechały dalej w kierunku browaru. Po drodze pociąg musiał przejechać przez ul. Ogrodową, wspinał się na nasyp, by korzystając z wiaduktu przejechać nad ul. Sikorskiego.
Dzisiaj tych torowisk już nie ma. Zamiast pociągów mamy rowery jadące Zieloną Strzałą.
Tomasz Czyżniewski
Codziennie nowe opowieści i zdjęcia
Fb.com/czyzniewski.tomasz
150 ZDJĘĆ NA 150-LECIE
150 lat temu do niemieckiego Grünberga po raz pierwszy przyjechał pociąg. 1 października 1871 r. uruchomiono regularne połączenie z Głogowa do Czerwieńska. - Właśnie 1 października chcemy zorganizować rocznicowe uroczystości, jednym z elementów będzie wystawa „150 zdjęć na 150-lecie” - mówi Mieczysław Bonisławski, szef Muzeum Kolei Szprotawskiej. - Apeluję do zielonogórzan: przejrzyjcie domowe archiwa i albumy, może macie ciekawe „kolejowe” zdjęcia. Chcemy pokazać codzienne życie zielonogórzan w cieniu kolejowej Zielonej Góry.
Można skontaktować się z Muzeum, które zdigitalizuje fotografie i oryginały zwróci właścicielom.
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
tel. 607 625 979