Bolączki i niepokoje [FELIETON]
Kiedy jednak obejrzałem powtórkę żużlowego finału w Manchesterze i dowiedziałem się o idiotycznym regulaminie tych mistrzostw, złapałem się za głowę. Otóż sumuje się punkty z pierwszego dnia i drugiego. Potem trzeci zespół walczy w biegu barażowym z drugim, a zwycięzca w finale spotyka się z wygranym tego barażu. Prawdopodobna jest więc sytuacja, że trzeci zespół, mający gorszy bilans od pierwszego, może zostać mistrzem. Wystarczy jakiś przypadek, wywrotka czy wykluczenie i dwudniowy dorobek punktowy może pójść na marne. I tak się stało, bo tytuł zdobyli trzeci po dwóch turniejach Anglicy, właśnie dzięki wywrotce Macieja Janowskiego. Gdybym był złośliwy, powiedziałbym - jaka dyscyplina, takie regulaminy, ale nie będę... Jedno mnie dziwi od lat. Na Polsce ponoć trzyma się światowy żużel i co z tego mamy? Nic, skoro drużynowe mistrzostwo świata przerobiono na czempionat par, ponoć dlatego, że nasi zbyt często wygrywali drużynówkę, co stało się już nudne i monotonne, a dodatkowo wymyślono idiotyczny regulamin.
Martwią mnie koszykarze Enei Zastalu BC. Może nie porażki, bo to przecież początek sezonu, ale ich styl, a właściwie jego brak. Zespół wygląda jak grupa indywidualistów, skrzykniętych na jakiś mecz pokazowy, gdzie ekipy nie wiąże nic poza tym jednym spotkaniem. W zespole nie widać chemii. Nie ma lidera, kogoś kto w trudnej sytuacji weźmie odpowiedzialność na siebie. Pod naszym koszem, przynajmniej na razie, objeżdżają nas nie tylko świetni zawodnicy z zespołów walczących w VTB, ale także krajowi średniacy. Tracimy bardzo dużo punktów, jesteśmy jacyś rozkojarzeni i nieobecni. Tak było, kiedy zespół rzeczywiście miał co trzy dni mecz i nie było czasu czegoś poprawiać, czegoś lepiej ustawić. Tak było i po dłuższej przerwie, kiedy ekipa mogła spokojnie popracować, przegadać dlaczego jest tak, a nie inaczej i spojrzeć sobie w oczy. Piszę te słowa przed czwartkowym meczem z Twardymi Piernikami w Toruniu, mając nadzieję, że wszystkie te bolączki i niepokoje rozwiały się częściowo po dobrym tam występie. Obym się nie mylił.
Lechia w trzeciej lidze gra w kratkę, ale w najbliższy wtorek ma okazję pokazać się na arenie ogólnopolskiej. Jeśli w 1/16 finału Pucharu Polski powalczymy i zaprezentujemy dobry futbol, ale przegramy ze znacznie wyżej notowaną gdyńską Arką, nie będę miał żadnych pretensji. Jeśli wystraszymy się, rozsypiemy i poddamy, już tak.
Andrzej Flügel