Dokonali naprawdę wielkiej rzeczy!
ZKS Palmiarnia Zielona Góra zostaje w gronie najlepszych drużyn w Polsce. Niewiele brakowało, a podopieczni Lucjana Błaszczyka zagraliby jeszcze o medale w Lotto Superlidze. Nie ma drugiej takiej drużyny, która tak rozsądnie gospodarowałaby potencjałem sportowym i finansowym.
Gdy rozpoczynał się sezon Lotto Superligi utrzymanie beniaminka z Zielonej Góry – wobec degradacji aż czterech zespołów – wydawał się zadaniem arcytrudnym, by nie napisać niemal niemożliwym. Zaczęło się od trzech porażek, ale szybko okazało się, że ZKS pozyskał zawodnika, który może znacząco podnieść potencjał zielonogórzan.
– Taisei Matsushita był strzałem w dziesiątkę. Jego nie ma na listach światowych, nie ma w reprezentacji Japonii. Nikt go nie znał, ale mi udało się do niego dotrzeć i przekonać, żeby u nas zagrał – mówi Lucjan Błaszczyk, trener zielonogórzan. Fantastyczny Japończyk w polskiej lidze wygrał piętnaście pojedynków, przegrał tylko trzy.
Jedna porażka była dość niespodziewana, w lutowym meczu z Akademią Zamojską Zamość, w którym Matsushita uległ nisko notowanemu Przemysławowi Walaszkowi. ZKS przegrał tamto spotkanie 0:3 i jak się okazało, był to mecz na wagę braku awansu do fazy play-off. Oba zespoły rywalizowały w drugiej części sezonu w tzw. grupie spadkowej. Oba skończyły z dorobkiem 31 punktów, ale to ekipa z Zamościa miała lepszy bilans bezpośrednich spotkań.
ZKS w ostatni weekend, bez Matsushity w składzie, zakończył sezon w najlepszy z możliwych sposobów, pokonując w Drzonkowie zdegradowane już wcześniej zespoły: UKS Villa Verde Olesno 3:0 i Fibrain AZS Politechnikę Rzeszów 3:1. – My w sumie dwa razy byliśmy już pewni fazy play-off – wspomina L. Błaszczyk. – Trzy kolejki przed końcem pierwszej rundy byliśmy na miejscu dającym awans i rzutem na taśmę wyprzedziła nas grudziądzka Olimpia, która dokonała niemal niemożliwego, wygrywając mecze z czołową trójką. Teraz w tej drugiej rundzie też byliśmy blisko, bo w sześciu meczach przegraliśmy tylko raz. Brakło nam jednego seta.
Najważniejsze jest jednak utrzymanie, a po nie zielonogórzanie sięgnęli z dodatnim bilansem, wygrywając 10 meczów, przegrywając 9. Oprócz Matsushity na sukces ten zapracowali: Navid Shamsshahrbabaki (bilans gier 8-3), Mateusz Zalewski (7-10), Kamil Nalepa (6-13). Zagrali też, choć bez zwycięstw: Mateusz Żelengowski, Łukasz Wachowiak i Patryk Bielecki. – Drużyna z Białegostoku, która spadła miała budżet 2,3 mln zł, a my na Superligę mieliśmy dotację w wysokości 150 tys. zł, która gwarantowała właściwie tylko wyjazdy i hotele. Chodzimy po ziemi i dalej będziemy szkolić – kończy L. Błaszczyk.
(mk)