Już prawie koniec sezonu
Faworytem meczu byli goście i z tej roli wywiązali się znakomicie, kontrolując losy spotkania. Pozwalała na to szersza ławka. Graczy z Poznania było… dwa razy więcej niż zielonogórzan. Wataha walczyła jednak ambitnie, bo chciała godnie pożegnać się z własną publicznością w tym sezonie. Najlepszym pozostają jeszcze półfinały PFL 2 i ewentualny finał, słabsi są na finiszu sezonu. Zielonogórzanom pozostał już tylko jeden mecz w Gdańsku, z Białymi Lwami, czyli jedyną ekipą, z którą w tym sezonie wygrali. To spotkanie odbędzie się 12 czerwca nad morzem. - Niestety, sezon jest dość krótki, ale w kolejnych latach ma być rozbudowywany. W zeszłym roku były cztery mecze, teraz sześć. Trwają zabiegi, by powiększyć to do minimum ośmiu. Z kolei my musimy znów mocno postawić na rekrutację, żeby mieć więcej ludzi do gry - mówi Sebastian Domański, grający prezes KFA Wataha Zielona Góra. W meczu z Armią i we wcześniejszym w Olsztynie drużyny nie prowadził już trener Bradley Andersson. Kanadyjczyk wrócił do swojego kraju. Zespołem dyrygował Krystian Wójcik. - Sezon został trochę trenersko zawalony - dodaje K. Wójcik. - Zmienialiśmy za dużo systemów. Gdybyśmy grali swoje, byłoby lepiej. Nie zrzucam winy na coacha Bradleya. To my byliśmy niezdecydowani.
mk - ŁZ