Mikroruch i ludzkie oko [FELIETON]
Było tego 27 godzin rozmów, szczególnie nasilały się w dniu meczu, czasem nawet gadano w przerwie! Dziennikarz miał dostęp do akt sądowych, przeczytał i przeanalizował wszystko, co dotyczyło obecnego selekcjonera. Zgodnie z regułami zadał mu pytania. Niestety, trener przeważnie mówił „nie wiem”, „nie pamiętam”, „to było tak dawno temu”. Z drugiej strony nie miał problemów, żeby wcześniej opowiadać o tych spotkaniach, w jakim składzie grał jego zespół, kto miał kontuzję, a kto nie. To wiedział. mimo upływu wielu lat, a o czym gadał ze słynnym „Fryzjerem” - zupełnie nie. Odpowiadając w ten sposób chyba liczył się z tym, jak przyjmą to kibice i komentatorzy. Przecież to się nie trzyma kupy! Mało tego, postanowił zaatakować i idzie do sądu. Dla mnie to strzał w stopę, kolejna rysa na jego obliczu i bezsensowny atak zamiast szczere opowiedzenie jak było. Pisałem przy wyborze trenera, że z wiedzą, temperamentem czy pomysłami, jak wygrać z silniejszym przeciwnikiem - pasuje mi on jak najbardziej, z 711 połączeniami z „Fryzjerem” - absolutnie nie. Ale mleko się rozlało, o naszym trenerze i jego przeszłości mówi już cała piłkarska Europa. To było do przewidzenia. Szkoda, że nie dostrzegał tego prezes PZPN.
Fajny mecz obejrzałem ostatnio w Lubsku. Może finał wojewódzkiego Pucharu Polski nie stał na najwyższym poziomie, ale była walka, rozstrzygnięcie w dogrywce, a na boisku dwa żywioły: najpierw ukrop, potem ściana deszczu połączona z piorunami. Przed finałem odbywała się konferencja trenerów i spotkanie działaczy. Była „schłodzona” i pieczyste. Muszę powiedzieć, że starzy prezesi trzymają formę, czego - mówiąc uczciwie - się nie spodziewałem. Wlewy były niezłe, ale nikt nie zasnął w sałatce ani nie zatrzasnął się w ubikacji i wszyscy do końca trzymali pion. Tak więc młodzi mają z kogo brać przykład, bo przecież dobry działacz nie odmówi „schłodzonej”, tym bardziej, kiedy jest dyskusja o lubuskim futbolu, który w miarę wypijanych lufek wcale nie wydaje się im taki słaby.
Kibiców Falubazu poraziła niemoc ich zespołu w Gdańsku z osłabionym Wybrzeżem. Trzeba nazwać sprawy po imieniu. To było złe, kiepskie, przeciętne i smutne. Przegrać można, ale trzeba walczyć. Zmontowano pakę na awans, podkreślano, że nie ma innej opcji jak powrót do ekstraligi. To oczywiście jeszcze jest realne, bo decydująca rozgrywka nastąpi w play-offach, ale to, co pokazuje zespół zielonogórski musi budzić niepokój. I budzi!
Ostatnio najpopularniejsze słowo w żużlu to mikroruch. Sędziowie dostrzegają na starcie tak minimalne ruchy zawodników, że czasem widzą je tylko oni. Powtórki, szczególnie w decydujących o wyniku ostatnich biegach, są wkurzające dla tych, którzy dobrze wystartowali, a jeśli - tak jak to było na przykład w meczu w Gnieźnie - zawodnik ma już ostrzeżenie, to jest wykluczony, zjeżdża do boksu i zespół mający szansę na zwycięstwo niemal natychmiast je traci. Komentatorzy w sumie rozgrzeszają arbitrów, zrzucając to na regulamin. Co ciekawe, kiedyś, gdy nie było kamer telewizyjnych, mieliśmy znacznie mniej wykluczeń z tego powodu, a słowo mikroruch było nieznane.
Cóż, teraz mamy kamery, powtórki i czort wie, co jeszcze. Kiedyś było tylko ludzkie oko i jakoś się to kręciło!
Andrzej Flügel