Moja chata z kraja [FELIETON]
Niestety, z tych planów nic nie wyszło. Priorytetem było spotkanie zespołu grającego u nas w najwyższej klasie, czyli Lechii, która w sobotę o godzinie 15.00 podejmowała Rekord Bielsko-Biała. Pomyślałem, że warto też obejrzeć jak po przerwie zimowej wygląda TKKF Chynowianka, która w klasie okręgowej walczyła ze Sprotavią Szprotawa. Nic z tego. Też grała w sobotę o 15.00! No dobra, ale zobaczę czy spadkowicz z okręgówki Drzonkowianka Racula pokaże, czy powalczy o powrót, tym bardziej, że w inauguracji miała za rywala klub z tradycjami, czyli Fadom Nowogród Bobrzański. Znów pudło! Oni też grali w sobotę o 15.00!
OK - pomyślałem sobie. Tak wyszło, ale za tydzień z pewnością oprócz Lechii, która znów gra u siebie, tym razem w sobotę o godz. 15.30 z Piastem Żmigród, zobaczę wreszcie jakiś inny mecz, Nic z tego. Proszę bardzo: interesujące derby w okręgówce Zarza Ochla - TKKF Chynowianka są w sobotę o 16.00. W klasie A, fajnie spisujący się w tym sezonie Ikar Zawada, gra u siebie z liderem grupy Cargovią Kargowa w sobotę o 16.00, a Sparta Łężyca, też w sobotę - tyle że o 15.00 walczy z Orłem Szlichtyngowa.
Ratunku! Cztery mecze piłkarskie w Zielonej Górze są tego samego dnia praktycznie o tej samej godzinie! Jak można mówić o zrobieniu czegokolwiek, by futbol w naszym mieście poszedł do góry, stał się lepszy, bardziej profesjonalny i taki, który przyciągnie kibiców, skoro tak prostej rzeczy, jak skoordynowania terminu spotkań nie można zrobić? Nawet nie w pełnym zakresie, bo jestem w stanie zrozumieć, że czasem dni albo godziny rozpoczęcia aż czterech spotkań trudno zsynchronizować, ale choćby dwóch z nich to - moim zdaniem - żaden problem. Trzeba tylko chcieć. Tyle, że nikomu się nie chce w myśl zasady „moja chata z kraja”. Interesuje nas nasz mecz i tyle. Reszta nas nie obchodzi.
Z tymi terminami meczów w Zielonej Górze jest mniej więcej tak, jak ze skupem butelek w czasie komuny. Starsi czytelnicy pewnie pamiętają, że przez wiele lat nie wiadomo było jak oddawać puste butelki, za które się przecież płaciło (plastikowe dopiero zaczęły się pojawiać). Budowano nowe, wielkie sklepy. Świat szedł do przodu, tylko sposobu, według którego ludzie mogliby - bez sterczenia w kolejkach i wykłócania się ze sprzedawcami - spokojnie oddać butelki, nie wymyślono. W końcu padła komuna i sprawa rozwiązała się wraz z jej upadkiem. Co musi się stać, by wreszcie ktoś w kilku klubach w tym mieście pomyślał o kibicach piłkarskich? Nie mam pojęcia...
Wracając do trzecioligowej inauguracji. Nie ukrywam, że jestem zaniepokojony. To prawda, że w pierwszym meczu graliśmy na wyjeździe z wice, a teraz już liderem, a w drugim z zespołem z czołówki. To fajnie, że gole w tych meczach strzelali niedawni juniorzy. Mniej fajnie, że szczególnie w ostatnim spotkaniu nie potrafiliśmy wygrać, co nam jest bardzo potrzebne. Może uda się w sobotę? Oby!
Zawarczały motory! Teraz się zacznie! Próbne jazdy, zapach metanolu, dyskusje kto już pokazuje formę, a kto jeszcze nie. Wygramy ligę czy też znajdzie się ktoś lepszy i będziemy musieli poczekać? Ten niepokój i nastrój wyczekiwania to normalka i tradycyjnie fajna przedsezonowa giełda. Aż wreszcie trzeba stanąć w walce o punkty. Będzie się działo!
Andrzej Flügel