Nie będzie niczego! [FELIETON]
Nie chcę uchodzić za mądralę, ale współtworzyłem przez ponad 30 lat sportowy plebiscyt organizowany przez ,,Gazetę Lubuską”. Mieliśmy ten sam problem i był nawet taki rok, kiedy medalista olimpijski musiał ustąpić popularnemu żużlowcowi, mimo że ten nie zrobił w sezonie nic wielkiego. Nasłuchaliśmy się od ludzi sportu i co bardziej rozsądnych czytelników o tym, że trzeba coś z tym zrobić. I zrobiliśmy! Stworzyliśmy dwa plebiscyty. Najpopularniejszego wybierali, tak jak wcześniej, fani, ale najlepszego - eksperci. To zadziałało! Oczywiście trudno, byśmy z prowincji podpowiadali wielkiej ogólnopolskiej gazecie jak ma prowadzić swój plebiscyt. Może jednak to ma sens? Więc podpowiadam... Trzeba zmienić formułę, bo to co jest teraz nijak ma się do rzeczywistości, o ile oczywiście wybieramy tylko najlepszych.
Piłkarze powoli zaczynają wracać do treningów. Nie ukrywam, że niepokoi mnie to, co słychać z zielonogórskiej Lechii. Z jednej strony - mają być nowi udziałowcy, którzy wykupią część akcji aktualnego właściciela, co zawsze daje jakąś nadzieję na nowe, lepsze czasy. Z drugiej strony - największy dziś udziałowiec za złą sytuację zespołu wini trenera. I mówi o tym nie tylko w kuluarowych rozmowach, o chęci zwolnienia szkoleniowca powiedział ostatnio oficjalnie na antenie „Radia Zachód”. Jak będzie, zobaczymy. Jedno jest pewne. Kiedy ekipa jest w dołku, a przynajmniej była w nim w końcówce jesieni, w szefostwie jest różnica zdań co do trenera, którego stołek - siłą rzeczy - robi się coraz bardziej gorący, to dzieje się źle, co niezbyt dobrze wróży. Chyba, że coś się zmieni, niejasności zostaną wyjaśnione, a chmury rozwiane. Oby stało się to jak najszybciej!
Powiem szczerze, że oglądając tłumy ludzi na meczach ekstraklasy koszykarzy, zanim zacznę się cieszyć, bo fajnie, że ludzie wybierają basket, bardzo się boję. Masa ludzi, człowiek przy człowieku, maseczki noszą nieliczni. PLK jakby nie widziała problemu, a temat jakby był poza nią, gospodarze spotkań nie mają możliwości ani narzędzi, żeby wymóc przestrzeganie zaleceń. Wszyscy się dobrze bawią. I tak to się kręci. Na razie pojawiają się pojedyncze zakażenia zawodników, ich kwarantanny, czasem z konieczności przełożone mecze. To jakby cisza przed burzą, która musi nadejść nieuchronnie.
Właśnie, tak pięknie jest, ale do czasu... Uważam, że tak jak w słynnym ostatnio filmie, gdzie w kierunku ziemi pędzi wielka kometa, która ją rozwali ją na kawałeczki, coś takiego dzieje się w koszykówce (jak przypuszczam, w innych popularnych ligach halowych też). Na razie gramy, cieszymy się, ale do czasu. Jak to pieprznie, to jak powiedział kiedyś kandydat na jednego z prezydentów polskich miast: „nie będzie niczego”. Ciekaw jestem, co powiedzą wtedy ci, którzy spokojnie patrzeli na to, co się dzisiaj dzieje i nie zrobili nic, żeby coś zmienić?
Andrzej Flügel