Nowa energia i stara motywacja [FELIETON]
Dziwactwa to jedno, a stosowanie nowoczesnych metod, to drugie. Dziś szkoleniowcy nie rozstają się z laptopami, stosują diety cud, robią badania wysiłkowe zawodników, korzystają z naukowych opracowań. Nikogo to nie dziwi. Przed kilkunastoma laty, kiedy dopiero zaczynał się trend mocniejszego wplecenia nauki w niemal wszystkie aspekty związane z treningiem czy przygotowaniem, pewien znany trener piłkarski, tak zwanej starej daty, powiedział mi, że komputery są dobre, aby obejrzeć film albo znaleźć ważne informacje. On opierał się na starych, dobrych metodach, a najważniejszą była motywacja, której nie da żaden program komputerowy.
Kilka dni po tej rozmowie, w czasie ligowego meczu, zobaczyłem, jak to wygląda. Graliśmy mecz z trudnym rywalem, a ich najlepszy napastnik objeżdżał bezlitośnie naszą obronę. Zdesperowany trener sięgnął po wiecznego rezerwowego, który niczym się nie wyróżniał. Przed wpuszczeniem na boisko objął go ramieniem i powiedział: ,,Mówią mi, że nic nie umiesz i nie nadajesz się do naszego zespołu. Uważam, że być może mają rację, ale ja stawiam na ciebie. Dziś możesz im udowodnić, że się mylą. Widzisz tego napastnika z jedenastką? Piłka może ciebie minąć. On nigdy. Nie daj mu spokojnie kopnąć, a już broń Boże strzelić”. Potem trener krzyknął jeszcze: „Idziesz, musisz!”, klepnął go po plecach i ten wbiegł na boisko. Rzeczywiście, szedł jak burza. Najlepszy napastnik gości co chwilę zapoznawał się z murawą, powalany na nią przez naszego rezerwowego, który grał jak w transie. Przeciwnik nic nie strzelił, jego koledzy też i nasz zespół wyrwał celny remis, a dzielny obrońca nie ujrzał nawet żółtej kartki.
Tak więc stara taktyka trenera nie zawiodła. Tyle tylko, że w tym jednym, jedynym meczu. Nigdy wcześniej ani później ten zawodnik już nie zagrał tak dobrze.
To były stare czasy. Dziś świat tak poszedł do przodu, że ci co stoją w miejscu, zwyczajnie się cofają...
Koszykówka lubi zaskakiwać. Oglądałem ostatnio mecz Arged BM Stali Ostrów z Grupą Sierleccy Czarni Słupsk. Kibicowałem ekipie ze Słupska, bo choć nic nie mam do zespołu z Ostrowa, zachowałem jednak pewien uraz po tej nieszczęsnej finałowej bańce z poprzedniego roku. Byłem przekonany, że gospodarze zwyciężą, bo choć momentami przewaga nie była zbyt wielka, jednak cały czas wygrywali. Czarni pierwszy raz uzyskali prowadzenie na dziewięć sekund przed końcem i zwyciężyli!
Andrzej Flügel