Po nas choćby potop? [FELIETON]
Moim zdaniem odgrzewanie Nawałki nie ma sensu. Trzeba znaleźć trenera z jakimś piłkarskim nazwiskiem, ale jako szkoleniowca, na dorobku. Gościa ambitnego, który chciałby z naszą drużyną zrobić krok do przodu. Trzeba przy nim umieścić jako asystenta młodego Polaka, zobowiązać, by nie odwiedzał naszego kraju tylko z okazji meczów na Narodowym i krótkich zgrupowań przed wyjazdowymi spotkaniami. Oczywiście należy nie zwariować z płaceniem milionów euro, bo takie szalone sumy pojawiły się przy kandydaturze Szewczenki.
Covid, co było do przewidzenia, atakuje szeroką falą. W koszykówce powoli zaczyna destabilizować rozgrywki. Pisałem przed kilkoma tygodniami o zupełnym luzie, tak ze strony PLK, organizatorów spotkań, jak i kibiców jeśli chodzi o pewną ostrożność. Szefujący ligą VTB potrafili wprowadzić ograniczenia, choćby z odseparowaniem zawodników od kibiców, wycofaniem występów artystycznych w przerwach, nakazem noszenia maseczek przez asystentów trenerów, sędziów stolikowych czy komisarza. PLK, choćby w takim zakresie jak VTB, nie zrobiła i nie robi nic, by choć trochę przeciwdziałać temu paskudztwu. Gramy tak jakby pandemii nie było. Fajny obrazek oglądałem podczas ostatnich meczów Enei Zastalu BC. W ligowym spotkaniu komisarz nie miał maseczki, trzy dni później podczas pojedynku w VTB już ją miał...
Jedna sprawa to organizatorzy, ale druga to kibice. Nie potrafię zrozumieć jak w momencie, kiedy do Polski wjechał ten wstrętny omikron nadal w hali, siedząc jeden przy drugim, nie zakładają maseczki. Dla mnie to zaproszenie dla wirusa by sobie poszalał. Kiedy zdarza mi się oglądać mecze w VTB czy w europejskich pucharach zawsze zerkam na przebitki z trybun. Tam ludzie, przynajmniej w przytłaczającej większości, mają maski. U nas jest zupełnie odwrotnie i w myśl dewizy ,,po nas choćby potop”. Pewien polityk powiedział, że my mamy w sobie gen sprzeciwu. Uważam, że raczej głupoty...
Zaczęły się piłkarskie sparingi. Na razie pogoda niewiele się odróżnia od tej listopadowej, kiedy ligi jeszcze kończyły jesień, więc można grać. Ze sparingami jest tak, że nie powinno się przykładać wagi do ich wyników. Kibice to wiedzą, ale i tak przykładają, bo to jest silniejsze od nich. Inna sprawa to taka - i to jest bardzo dziwne - że ekipy, które w meczach kontrolnych wygrywają i fajnie wyglądają na śniegu, jeśli akurat jest, w rundzie wiosennej mają kłopoty. Z kolei te prezentujące się słabo w styczniu czy lutym, wtapiające z niżej notowanymi rywalami w kwietniu i maju grają jak z nut. Tego nie da się wytłumaczyć, ale tak jest. Pamiętam pewien lubuski zespół, który był w czubie trzeciej ligi po jesieni, zimą wyglądał kapitalnie, a wiosną dopiero w ostatnim meczu uratował byt. Tak więc nie przejmuję się wysoką porażką Lechii w pierwszym sparingu. Byle wygrywali wiosną!
Andrzej Flügel