Praca u podstaw, by przerwać ten marazm
To nie jest tekst, w którym będzie analizowana gra biało-czerwonych pod wodzą Fernando Santosa. Nie będzie też wskazywania przegranych i wygranych dwóch pierwszych spotkań eliminacji Euro 2024. Koń jaki jest, każdy widzi. To odczucia kibica reprezentacji Polski, który po kilku latach znów miał okazję na żywo zobaczyć w akcji narodową drużynę. Z takiej perspektywy czasami łatwiej dojrzeć coś, co mogłoby umknąć, gdyby na PGE Narodowym przyszło meldować się regularnie.
Czy kadra wciąż ludzi kręci? Ponad 56 tys. obecnych na meczu fanów sugeruje, że zainteresowanie wciąż jest ogromne. Nie zepsuł tego nieprzyjemny zapach dotyczący stylu i premii piłkarzy na mundialu. Spora część kibiców wybrała się zapewne z ciekawości, by zobaczyć, co pokaże narodowa drużyna pod wodzą nowego selekcjonera, dla którego był to debiut w Polsce. Bilety kupowano jeszcze przed blamażem w Pradze, który wydarzył się trzy dni wcześniej. Czy kibice dali odczuć rozczarowanie, jak mają to w zwyczaju często czynić sympatycy drużyn ligowych? Nie. Kibice w ogóle nie dawali za wiele odczuć, chyba, że nadchodziły instrukcje z telebimów pod zamkniętym w poniedziałek dachem.
Nie ma zorganizowanego dopingu na meczach reprezentacji Polski, poza „karaokepodobnymi” nawoływaniami do okrzyków lub oklasków. Były momenty w meczu, kiedy znacznie głośniejsza okazywała się grupka albańskich kibiców. Tak wygląda - podobno od dłuższego czasu - atmosfera na meczach reprezentacji najważniejszego dla większości sympatyków sportu w naszym kraju.
Piłkarze wręcz perfekcyjnie dostosowali siebie dla kibiców po zakończeniu spotkania. Ci, którzy czekali na krótszą lub dłuższą rundę honorową wzdłuż linii boiska, srodze się zawiedli. Kilka oklasków na środku boiska - wykonanych jakby rutynowo, niemal do odhaczenia z listy typowych gestów wpisanych w kanon zachowań piłkarza i… to tyle. Bo wszystko odbywało się już z określonym azymutem na tunel wiodący do szatni.
Po krótkiej chwili do grupki czekających kibiców wyszło kilku zmienników. I ci faktycznie cierpliwie fotografowali się z fanami i rozdawali autografy. A liderzy? Bez generalizowania i utyskiwania, ale boiskowa mowa ciała nie wskazuje na to, że są właśnie w trakcie realizacji dziecięcych marzeń. Mamy co naprawiać i poprawiać. Na wszystkich płaszczyznach.
A w trakcie następnego hymnu znów będą ciarki.
Marcin Krzywicki-łz