Święto trwa [FELIETON]
Biorąc pod uwagę styl, w jakim przegraliśmy z Argentyną, na szczęście nie oszalejemy z zachwytu. Przed kilkoma dniami, po remisie z Meksykiem, wszyscy uznali, że gramy antyfutbol i w pierwszej rundzie spotkań obok reprezentacji Kataru pokazaliśmy najgorszy futbol. Potem były achy i ochy po wygraniu z Arabią Saudyjską wreszcie, czego nie ma sensu ukrywać, miejsce w szeregu pokazała nam Argentyna.
Ale dobrze, walczmy, starajmy się. Przed nami obrońca tytułu - Francja. Może nawet jak przegramy, to w nieco lepszym stylu niż z Argentyną? Oby tak się stało.
Oczywiście ciekaw jestem czy odezwie się na Facebooku grono ludzi nielubiących futbolu, krytykujących nasz zespół zawsze i niezależnie od tego, czy pokazali coś fajnego i wygrali albo spisali się słabo, ulegli rywalowi, ewentualnie zremisowali. Tak, są tacy, którzy zawsze muszą rzucić coś o fatalnym poziomie, o „kopaczach” i słabości naszej ekstraklasy, ewentualnie o zarobkach piłkarskich gwiazd. Nie potrafię tego zrozumieć. Przecież to nie jest obowiązkowe! Nikt nie nakazuje lubić piłki. Nie ma przymusu oglądania meczów, choć przyznaję, że futbol w tych dniach wciska się we wszelkie wolne miejsca, szczeliny i dla tych, którzy go nie lubią, ewentualnie traktują jako rzecz zupełnie obojętną, może być uciążliwy. Ale przecież da się wytrzymać. To tylko kilka dni. Nawet nie próbuję apelować do tych marudzących i narzekających, bo wiem, że nie przestaną. Niech sobie piszą, niech szydzą, marudzą. Skoro muszą. Zaraz jak czytam te wypowiedzi przypomina mi się przysłowie o szczekaniu i jadącej dalej karawanie...
Dla nas kibiców trwa święto futbolu i ciągle nie mamy go dosyć. Po kilkudniowym oglądaniu czterech meczów dziennie, kiedy w ostatniej kolejce fazy grupowej też były cztery, ale dwa po południu i dwa wieczorem brakowało mi emocji, które przez kilka dni miałem już o godzinie 11.00. Tak to się człowiek przyzwyczaja do dobrego! Ale przecież prawdziwe wielkie emocje się dopiero zaczynają. Spotkań będzie mniej, jednak każde o wielkim ciężarze gatunkowym, pewnie z dogrywkami i czasem rzutami karnymi.
To, że oglądam mecze i jak praktycznie każdy fan piłki interesuję się mistrzostwami nie oznacza tego, że nie dostrzegam minusów. Tak sportowych, jak choćby błędy sędziowskie. Mimo obstawienia elektroniką, zapełnienia kabin z VAR-em kilkoma arbitrami, ściągnięcia do Kataru ponoć najlepszych gwizdków na świecie ciągle zdarzają się im „babole”. Jak choćby wtedy, kiedy sędzia z Afryki nie zagwizdał dwóch ewidentnych karnych dla Kanady w ich meczu z Belgią. Co z tego, że tego pana już postanowiono nie obsadzać w kolejnych meczach? Dla zespołu, który został tak skrzywdzony ten fakt, że słaby sędzia już pojechał do domu nie stanowi żadnej satysfakcji.
Także nie jestem obojętny na to, że takiemu krajowi jak Katar gdzie panuje satrapia, prawa człowieka są nieprzestrzegane przydzielono tak wielką imprezę, a sama decyzja od lat budzi wielką kontrowersję. Tyle, że tak patrząc, to dwukrotnie w ostatnich latach igrzyska olimpijskie (letnie i zimowe) w Pekinie czy piłkarskie mistrzostwa świata w Rosji nie powinny się odbyć. A kraje niedemokratyczne, mające szmal, bardzo lubią pokazać wzorową organizację i piękną oprawę. Wszyscy wówczas miękną i mówią, że sport powinien być oddzielony od polityki. Mając to wszystko na uwadze czekam z niecierpliwością co będzie dalej.
Andrzej Flügel