Szaro i buro [FELIETON]
Na papierze fajnie to wygląda. W rzeczywistości w trzech meczach grupowych zabiliśmy piękno futbolu, zarżnęliśmy to, co w nim cenimy, czyli walkę o zdobywanie goli, grę do przodu bez wybijanki i stawiania przysłowiowego autobusu w polu karnym. W jednym z komentarzy przeczytałem, że autobusy najlepiej wyglądają w zajezdni. I zgadzam się z tym całkowicie.
A czy mogło być inaczej? Wyznaczenie na szkoleniowca reprezentacji trenera Czesława, zadaniowca, który jest fanem wspomnianego autobusu, z góry determinowało to, co nasz zespół zaprezentuje w Katarze. Jednak statystycznie trener się obronił. Miał postawione dwa zadania: pokonać Szwecję w walce o mundial, a w Katarze wyjść z grupy. I zrobił to!
Ale oglądających pojedynek Polaków z Argentyną aż bolały oczy. A po zakończeniu tej wybijanki (bo meczem w naszym wykonaniu tego nie można nazwać) musieliśmy czekać aż zlituje się nad nami Meksyk - nie strzelając Arabii Saudyjskiej trzeciego gola albo Arabia - zdobywając honorowego gola, co się w sumie stało. To dopełniło obraz całości. Szaro-burej.
I nie podzielam wielkiego entuzjazmu niektórych osób po przegranym meczu z Francją. Pewnie, że lepiej to wyglądało i nie było aż takiego wstydu przed piłkarskim światem. Tyle, że grający na luzie mistrzowie świata strzelili nam trzy gole, a my jednego i to na raty, z karnego.
Jak my Polacy potrafimy szybko przejść od rozpaczy i krytyki do pochwał i wielbienia! Po Argentynie - szok, przygany, memy, złośliwości i zdziwienie, co my na tych mistrzostwach robimy. Po przegranej z Francją - achy i ochy, pochwały, oklaski, podnoszone do góry głowy. Tak jakby nasz zespół wbił Francuzom trzy gole, a nie oni nam! Ten amok świetnie obrazuje ciągłe przypominanie, że Kamil Grosicki przez pięć minut gry zrobił więcej niż cała reszta, bo trzy razy dośrodkował, a raz trafił w rękę rywala i wywalczył jedenastkę. Nikt już nie dodał, że było to w samej końcówce, kiedy Francuzi, mając trzy bramki zapasu bardziej myśleli o końcowym gwizdku niż wielkim ściganiu naszego „Grosika”. To oczywiście nie oznacza, że polski pomocnik nie powinien dostać szansy wcześniej, ale przecież trener Czesław nie miał głowy do atakowania, ale do murowania.
Inna sprawa. Rozumiem uwagi Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego o tęsknocie za bardziej ofensywna grą. Nie rozumiem jednak, co przeszkadzało naszemu najlepszemu napastnikowi, żeby pokazać kunszt choćby w meczu z Francją. Walnąć w okno, ewentualnie fajnie asystować. Te mistrzostwa, podobnie jak poprzednie, znów mu nie wyszły. I nie ma co wyciągać starych argumentów, że kiedyś w Bayernie, a teraz w Barcelonie kapitalnie go obsługują, a tu nie ma kto. Messiego w Katarze nikt specjalnie nie obsługuje, a sobie radzi. Pamiętacie dyskusję przy okazji wielkich piłkarskich plebiscytów, kiedy cała Polska narzekała, że nasz orzeł jest pomijany, niedostrzegany i zawsze wyżej jest Ronaldo albo Messi? Właśnie dlatego, że oni na wielkich imprezach potwierdzają swój kunszt, a Robert nie.
Całości szaro-burej tonacji dopełniła awantura o wielkie pieniądze obiecane przez premiera. Jeśli piłkarze mają (wiecie co), to przekażą je na jakiś szczytny cel.
Andrzej Flügel