W pucharach pokonywaliśmy nawet Lecha
Było to w sezonie 1986/87. Prześledźmy więc ten wyjątkowy występ w pucharze. Lechia zaczęła meczem w pierwszej rundzie i 27 lipca 1986 roku pokonała trzecioligową Wartę Poznań 2:0 (2:0). Bramki: Pacholczyk (12 - karny), Sławiński (32). Potem, 13 sierpnia 1986 roku, w drugiej z drugoligową Zawiszą Bydgoszcz 3:0 (2:0). Bramki: Grajewski (37), Kwapis (43) i Swędera (48). Następnie zielonogórzanie 21 sierpnia 1986 roku pokonali w Nowej Soli Dozamet 2:0 (1:0). Bramki: Swędera (34) i Kwapis (86 - karny).
Dopiero potem była 1/16 finału. W Zielonej Górze mieliśmy święto, bo na stadion przy ulicy Sulechowskiej zjechał poznański Lech. Aż siedem tysięcy widzów, 24 września 1986 roku obejrzało, kto wie czy nie najlepszy w historii, występ Lechii, Po bardzo emocjonującym meczu Lechia pokonała Lecha 4:2 (1:1, 0:1). Bramki: Swędera 3 (77, 102, 105) i Kwapis (94); dla Lecha: Pachelski (38) i Kruszczyński (96). Lechia grała w składzie: Szymecki - Szewc, Małecki, Babij, Choczaj - Markiewicz, Tkaczuk, Kwapis, Ziobrowski (od 59 min Grajewski) - Swędera, Pacholczyk (od 46 min Sawczuk).W 1/8 finału, 29 października 1986 roku, Lechia wygrała z pierwszoligowym wówczas Górnikiem Wałbrzych 2:1 (1:1). Gole: Swędera (2), Sawczuk (88); dla gości: Kosowski (13). Lechia: Wilczek - Małecki, Markiewicz, Babij, Choczaj - Szewc, Tkaczuk, Kwapis - Sawczuk, Swędera (od 88 min Ziobrowski), Sławiński (od 46 min Pacholczyk).
Potem los zetknął nas z czołową wówczas ekipą ekstraklasy ŁKS-em Łódź. W obecności sześciu tysięcy kibiców, 16 kwietnia 1987 roku wygraliśmy 2:1 (0:0). Obie bramki dla zielonogórskiego zespołu strzelił Zenon Swędera (53, 85); dla gości Krzysztof Stefański (51). Lechia grała w składzie: Szymecki - Małecki, Babij, Markiewicz, Szewc - Pacholczyk (od 89 min Nerga), Choczaj, Tkaczuk - Sawczuk, Sławiński (od 65 min Kaczmarek), Swędera.
To był czas, kiedy od ćwierćfinału obowiązywała formuła mecz i rewanż. Niewielu więc było takich, którzy dawali Lechii jakiekolwiek szanse. Niespodziewanie w rewanżu 6 maja 1987 roku, wprawdzie gospodarze po golu Sławomira Różyckiego w 31 min objęli prowadzenie, ale już osiem minut później wyrównał Zbigniew Sawczuk. W drugiej połowie Lechia mądrze broniła się, bo wynik 1:1 dawał jej awans. Mało tego, zielonogórzanie groźnie kontratakowali. Wszyscy, także dziennikarze łódzcy, podkreślali też szczególnie niezrozumiałą decyzję sędziego. Jeszcze przy stanie 0:0, w 30 min, bramkarz ŁKS-u Jarosław Bako sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Waldemara Tkaczuka. Wydawało się, że musi być rzut karny. Nic z tego. Gwizdek sędziego międzynarodowego milczał. Oprócz tego pan Aleksander Suchanek wspierał ŁKS, rozstrzygając sporne sytuacje na jego korzyść. Do końca meczu pozostawały trzy minuty i półfinał był na wyciągniecie ręki. Niestety, wcześniej wyśmienicie grający bramkarz Jerzy Szymecki popełnił błąd. Zbyt późno wyskoczył do piłki po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i Juliusz Kruszankin głową zdobył gola na 2:1. To oznaczało dogrywkę. Utrata gola w takich okolicznościach rozbiła ekipę. W dogrywce rządził już ŁKS, strzelając za sprawą Robakiewicza (w 113 i 118 min) dwie bramki, wygrywając 4:1 i awansując do półfinału.
Zespoły grały w składach: ŁKS: Bako - Bendkowski, Kruszankin, Wenclewski, Różycki - Chojnacki (od 57 min Stefański), Terlecki, Ziober - R. Robakiewicz, Więzik (od 57 min Baran), Lechia: Szymecki - Szewc, Babij, Markiewicz, Sławiński (od 73 min Nerga) - Pacholczyk, Choczaj, Tkaczuk, Grajewski - Sawczuk (od 97 min Krawczyk), Swędera.
Sześć tysięcy widzów , wśród których wówczas byłem, oprócz przyznawania, że sędzia faworyzował gospodarzy i niejako pomógł im awansować do półfinału, zastanawiało się, czemu zespół potrafiący pokazać, tak jak wówczas Lechia, dobry futbol występuje zaledwie w trzeciej lidze? To pytanie pozostało przez wiele lat bez odpowiedzi i chyba jest aktualne do dzisiaj. To jednak już historia. Przed nami mecz z Arką Gdynia i wielka szansa, żeby znów pokazać się na arenie ogólnopolskiej.
(af)