Szykują się poważne problemy z uchodźcami? Robert Jagiełowicz: Brakuje systemowych rozwiązań
Szacuje się, że od wybuchu wojny na Ukrainie do Polski przyjechało blisko 3 mln uchodźców, to ogromne wyznanie dla samorządów. Zielona Góra od samego początku mocno zaangażowała się w pomoc. Działania prezydenta Janusza Kubickiego i mieszkańców docenił sam prezydent Ukrainy Wołodymir Zełeński, który przyznał naszemu miastu tytuł honorowy „miasto-ratownik”. Uchodźcy przebywający w Zielonej Górze mają zapewnione zakwaterowanie, zarówno w domach osób prywatnych, które z tego tytułu otrzymują dotację oraz w punktach zbiorowych. Jak po trzech miesiącach wygląda funkcjonowanie hali lekkoatletycznej MOSiRu, w której mieszkają uchodźcy? O trudach codziennej pracy opowiadał na antenie Radia Zielona Góra dyrektor Robert Jagiełowicz.
- My się już wielu rzeczy nauczyliśmy. Większość z tych ludzi jest tutaj od samego początku. Część z nich, która była tutaj na początku wyjechała ale wróciła z różnych przyczyn. Nazwę to po imieniu, wyrzucono i stamtąd gdzie pojechali. Niektórych nawet rodzina eksmitowała. Te osoby mają problemy, emocjonalne, psychiczne, będzie coraz trudniej, a my nie mamy żadnych narzędzi żeby im pomóc – tłumaczył Jagiełowicz.
Dyrekot Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji podkreślał, że brakuje systemowych rozwiązań, które umożliwiają szeroką pomoc tym ludziom.
- Brakuje takich rozwiązań systemowych. Zanosi się, że my posiedzimy dłużej z uchodźcami. Pewnie to co powiem jest niepoprawne politycznie i nieeleganckie, ale musimy coś z tym robić. Jest coraz ciężej. Moi pracownicy są już zmęczeni tą sytuacja, że robią za sprzątaczy – mówił. - Trzeba spojrzeć na to globalnie. To nie jest moja rola, to rząd powinien się pochylić nad tym i spróbować wprowadzić takie rozwiązania, bo robi się chaos. Wolontariusze są już zmęczeni i jest ich coraz mniej. Ja ich rozumiem, tak jest zawsze, że ten entuzjazm z czasem opada - dodał dyrektor MOSIRu.
Jgiełowicz mówił także, że pracownicy MOSIR-u, którzy poza swoim codziennymi obowiązkami są oddelegowani do opieki nad uchodźcami są już przemęczeni.
- Powinniśmy być dumni z tego, że Polacy tak pomagają Ukraińcom. Natomiast jeżeli czegoś z tym nie zrobimy, to będzie nam coraz trudniej znaleźć i zwerbować ludzi do pomocy. Swoimi pracownikami nie do końca jestem jest w stanie zapewnić opiekę wszystkim tym ludziom. Sam wydawałem posiłki, jestem tam regularnie. Moi pracownicy mają dyżury od 16:00 do 24:00. Mieliśmy, tu przypadki ludzi, którzy piją, nie wiemy jak postępować w takich sytuacjach – mówił Jagiełowicz.
wzg/rzg