Może się doczekam... [FELIETON]
![Może się doczekam... [FELIETON]](/media/k2/items/cache/209c67680b1780d5cf703e87423e93df_XL.jpg)
Mam tylko nadzieję, że uda się mecz zorganizować na stadionie przy ulicy Sulechowskiej, bo kiedy piszę te słowa, to ciągle niepewna sprawa, gdyż zastrzeżenia ma policja. Liczę, że uda się pokonać te trudności, w przeciwnym razie narazimy się na śmieszność i kpiny w całej Polsce, bo nikt nie zrozumie, że w 140-tysięcznym mieście, współstolicy województwa, nie ma obiektu piłkarskiego zdolnego przyjąć pięć tysięcy widzów. Ale nie zapeszajmy. Wierzę, że się uda.
Jak już wspomniałem, jestem wielkim fanem Legii. Kibicuję jej zawsze i wszędzie. Z jednym jedynym wyjątkiem - na wtorek, 28 lutego. Będę, oczywiście, trzymał kciuki za Lechię. Zielonogórski klub towarzyszy mi od najmłodszych lat. Pierwszy mecz na żywo jaki pamiętam, jeszcze wtedy Zastalu, obejrzałem na stadionie przy ulicy Sulechowskiej. Tak już zostało i tak będzie do końca. Pamiętam mecze naszej drużyny w okręgówce, ale też te, które obsługiwałem już jako dziennikarz, kiedy Lechia grała na zapleczu ekstraklasy. Byłem przy kryzysach, wysokich porażkach, ale też przy zwycięstwach i pięknych momentach, takich jak ten, kiedy w 1995 roku awansowaliśmy do ówczesnej drugiej ligi. Teraz po prostu trzymam kciuki i wierzę, że mimo strat (bo brak Sebastiana Górskiego i Gabiego to poważna sprawa) Legia nie będzie miała u nas lekko.
Koszykarze Zastalu z powodzeniem zatarli złe wrażenie z przegranego meczu z Legią i po zaciętym spotkaniu pokonali Anwil Włocławek. Kapitalnie zagrał Przemysław Żołnierewicz, którego PLK zupełnie zasłużenie uznała MVP kolejki. Uważam, że nasz zawodnik w tym sezonie - i piszę to nie pod wpływem jednego fajnego meczu - cały czas daje sygnały trenerowi kadry, że powinien go sprawdzić. Ciekaw jestem czy i kiedy trener Igor Milicić na nie zareaguje.
Kiedy ten numer „Łącznika” dotrze do Czytelników, być może będziemy znali już trenera naszej kadry piłkarskiej. Nawet jeśli tak będzie, to cały wybór nowego szkoleniowca kojarzy mi się z operą mydlaną albo nudnym serialem lub festiwalem disco polo, na którym prezes PZPN zna się jak nikt. Giełda wymyślonych nazwisk, z których niektóre są dramatycznie egzotyczne, podsuwanie znajomkom ludzi z piłkarskiej centrali coraz to nowych kandydatów po to, żeby portale i gazety miały o czym pisać, a stacje radiowe gadać, wprowadzanie fałszywych tropów… Po co to wszystko? A czas ucieka, bo pierwsze mecze eliminacyjne do mistrzostw Europy już w marcu. Oczywiście można mówić, że wobec słabości rywali w grupie, nawet gdyby kadrę prowadziła teściowa prezesa, to i tak byśmy awansowali. Przypomnę tylko, że pycha kroczy przez upadkiem. Kiedyś ludzie poprzedniego prezydenta naszego kraju mówili, że nie zostanie powtórnie wybrany tylko w przypadku, gdyby potrącił na pasach ciężarną zakonnicę. Nie potrącił a jednak przegrał.
Czego więc oczekuję? Fachowca z klasą i otwartą głową, ale jeszcze głodnego sukcesów, odpornego na nasze polskie piekiełko, czyli kogoś z zagranicy, zakontraktowanego na dłużej niż tylko na najbliższe eliminacje, kto nie będzie do nas dojeżdżał tylko z okazji meczów kadry. Kogoś kto sprawi, że nasi piłkarze, tak jak to było w meczu z Argentyną, nie będą prosić, by rywale nie strzelali nam kolejnego gola i byli zadowoleni z porażki. Może się doczekam...
Andrzej Flügel