Z Gnieznem toczyliśmy kluczowe boje o awans
Spotkania z gnieźnianami były kluczowe w kontekście korespondencyjnej walki o awans do elity między drużyną zielonogórską, a ostrowską. Ówczesne ekipy ZKŻ Kronopol i Intar Lazur nadawaył ton rywalizacji i były najbardziej zdeterminowane, by zameldować się w gronie najlepszych. Przypomnijmy, że system rozgrywek wyglądał inaczej, bo po rundzie zasadniczej nie rozgrywano fazy play-off, tylko dzielono ekipy na górną i dolną czwórkę.
O ile zielonogórzanie nie mieli problemów z pokonaniem Startu u siebie, w rundzie zasadniczej rozgromili rywali 65:25, w finałowej 62:28, to już do pierwszej stolicy Polski jeździli z obawami. Start był u siebie bardzo groźny. I potrafił stawiać się najlepszym, a nawet z nimi wygrywać. - Gniezno słynęło z bardzo twardego, suchego toru. Jako drużyna zielonogórzanie nigdy nie preferowali takich torów. Był problem z nabraniem mocy - wspomina Jacek Frątczak, były żużlowy menedżer, w tamtych czasach obecny w teamie zawodnika zielonogórskiej drużyny, Zbigniewa Sucheckiego. W rundzie zasadniczej zielonogórzanie przegrali 44:45. To była bardzo zła wiadomość, która z kolei bardzo ucieszyła ostrowian. Intar Lazur trzy dni wcześniej przegrał w Zielonej Górze 43:47. - Ten mecz w Gnieźnie nie układał się nam. Pamiętam, że dość poważnej kontuzji barku doznał Bartosz Kasprowiak - dodaje J. Frątczak. Katem zielonogórzan okazał się Dawid Cieślewicz, który dla Startu zdobył 13 punktów. W drużynie ZKŻ-u najlepsi byli Billy Hamill i Fredrik Lindgren, obaj zdobyli po 10 punktów. Szwed mógł jeździć wtedy jako junior spod numeru 15. Upadki zaś oprócz Kasprowiaka notowali tam także inni zielonogórzanie: Rafał Okoniewski i Z. Suchecki.
Role odwróciły się w rundzie finałowej. To ostrowianie stracili w Gnieźnie punkty, przegrywając we wrześniu 40:48, ale miesiąc wcześniej na torze Startu walczyli, tym razem ze świetnym skutkiem, zielonogórzanie. - Żużlem steruje pogoda. Tam przed meczem spadł deszcz, który odmoczył start - zaznacza J. Frątczak. Prawdziwym jokerem w talii trenera zielonogórzan, Aleksandra Janasa, okazał się Z. Suchecki. Znalazł się w składzie pod numerem 16 (wtedy jeszcze nie musiał tej pozycji zajmować zawodnik do lat 24). - Silniki miał po serwisach, a ja powiedziałem trenerowi Janasowi, że warto pamiętać o rezerwowym, bo jest świetnie przygotowany i żeby nie wahał się go użyć - wspomina były żużlowy menedżer. „Suchy” z rezerwy zanotował wejście smoka. Pojechał trzy razy i trzy razy wygrał, a cały mecz zakończył się wynikiem 49:41 dla naszego zespołu. Zielonogórzanie odrobili te punkty, które stracili w rundzie zasadniczej trzy miesiące wcześniej. Znów błyszczeli Lindgren i Hamill. ZKŻ wygrał, mimo wyraźnych dwóch dziur w składzie, w postaci słabej jazdy Grzegorza Walaska i Mariusza Staszewskiego.
Dalej było już z górki, ale o bezpośrednich konfrontacjach z ostrowianami w kolejnych wspomnieniach, za tydzień.
mk-łz