Do wygrania pierwsze powojenne polskie autka - SPACEROWNIK ZIELONOGÓRSKI ODC. 472 (1061)
- Czyżniewski! Mój ojciec, który jak wiesz był taksówkarzem, jeździł taką warszawą. Zamiana jej na mikrusa, nawet na dwa mikrusy, to chyba obniżenie rangi loterii - zanim moja żona zajęła się tematem motoryzacji, wyartykułowała szereg zastrzeżeń dotyczących nieumytej patelni i stanu kuchni, którą zostawiłem rzekomo w stanie chaosu po kolacji.
Fakt, w 1958 r. warszawa była o wiele więcej warta niż mikrus. Co najważniejsze - jeździła już po polskich drogach.
Mikrus to potoczna nazwa pierwszego powojennego samochodu stworzonego przez polskich inżynierów i projektantów. MR-300 - bo tak się nazywał - swoją nazwą nawiązywał do zakładów lotniczych w Mielcu (nadwozie) i Rzeszowie (silnik), gdzie powstał. Prototyp pokazano pod koniec 1957 r. W połowie 1958 r. rozpoczęto jego seryjną produkcję. Miał być prosty i trzy-cztery razy tańszy od warszawy. Zamiast pięciu tysięcy samochodów rocznie, wyprodukowano jedynie nieco ponad 1,7 tys. egzemplarzy i produkcję zakończono w 1960 r.
Mikrus i froterka
Jednak w 1958 r. mikrus rozpalał wyobraźnię.
- To niech ten samochód będzie główną nagrodą w Tomboli Festynu Prasy - zadecydowano w kwestii wydarzenia organizowanego przez „Gazetę Zielonogórską” (wówczas organ KW PZPR). Tak się stało. Jeden mikrus miał być wylosowany podczas festynu w Gorzowie, drugi - podczas festynu w Zielonej Górze. Festyny zaplanowano 20 i 22 lipca. Dwa miesiące wcześniej, 27 maja 1958 r., „GZ” poinformowała, że mikrusy będą nagrodą w tomboli. Gotowe już były losy wydrukowane przez Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych. Oprócz mikrusów do wygrania były: motorower simson, motocykl jawa, dwutygodniowe wczasy, radioodbiornik, pralki, zegarki, odkurzacze a nawet froterka. Do tego dochodziły dziesiątki innych rzeczy. Nic tylko kupować losy i liczyć na szczęście. W sobotę, 31 maja, dystrybutorzy mogli już je odbierać w redakcji. Od poniedziałku, 2 czerwca, w kioskach i sklepach ruszyła sprzedaż. Los składał się z dwóch części: A i B. Wygraną na odcinku A można było natychmiast realizować, idąc do wyznaczonego sklepu. Odcinek B, z wydrukowanym numerem, czekał na losowanie głównych nagród. Jeden los kosztował 5 zł.
Dzień w dzień „Gazeta” informowała o tomboli, pokazując szczęśliwców z nagrodami.
Garnitur zamiast kostiumu
- Kupiłem w Świebodzinie osiem losów i na jednym z nich z radością przeczytałem, że wygrałem motocykl - opowiadał Stanisław Borkowski, a redakcja umieściła jego zdjęcie z motocyklem WFM na pierwszej stronie wydania z 9 czerwca.
Kilka dni później „Gazeta” pokazała zielonogórzanina Mariana Wróblewskiego z wygraną jawą. Stanisław Bartkowiak wygrał warte 2,5 tys. zł ubrania do uszycia na miarę w zakładzie Ermitaż. Gorzej miał Eugeniusz Miazga, bo wygrał… damski kostium. W zamian otrzymał garnitur. Czytelnicy dostawali wieści o kolejnych nagrodach (było ich 61.348), losowaniach i artystach, którzy wystąpią na stadionie przy ul. Sulechowskiej, gdzie los tomboli był również biletem wstępu na imprezę.
Fot. Bronisław Bugiel. 1957 r. Po losy tomboli ustawiały się długie kolejki chętnych
Jest samochód
- Wczoraj w godzinach rannych trafiły wreszcie do Zielonej Góry dwa mikrusy - główne wygrane tomboli - pisała „GZ” w wydaniu z 4 lipca. - Są to przepiękne, czteroosobowe samochody produkcji Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. Z pewnością sprawią one radość tym, którzy staną się ich właścicielami.
W sobotę i niedzielę samochody ruszyły w drogę. Mogli je podziwiać mieszkańcy miejscowości położonych w całym województwie.
Przygotowania szły pełną parą. W Gorzowie, gdzie festyn zorganizowano 20 lipca i w Zielonej Górze, gdzie festyn odbył się 21-22 lipca. Według „GZ” na imprezach bawiło się 70 tys. ludzi.
Podczas imprezy odbyło się losowanie. Sześć osób z zawiązanymi oczami wyciągało kostki z numerami. Trzy, cztery, dziewięć… Spiker głośno wyliczał. W końcu padł cały numer - 349820! Kto miał taki los, miał mikrusa. Zwycięzcy nie było na festynie. W redakcji pojawił się 10 dni później, w ostatnim dniu lipca.
Mikrus się przyda
- Nigdy się nie spodziewałem, że wygram auto - mówił reporterom Jan Gela, rolnik z Buczkowa pod Nową Solą. - W naszej wsi, niestety, nikt nie prenumeruje „Gazety Zielonogórskiej”, no i ja także nie. Dopiero w niedzielę kolega z drugiej wsi powiedział mi, że na mój numer padła jakaś wygrana. Przypuszczałem, że może radio i bardzo się ucieszyłem. Aż dopiero w dniu 30 lipca przyjechałem do szwagra do Nowej Soli, który czyta „Gazetę” i nie chciałem wierzyć kiedy oświadczono mi, że wygrałem mikrusa.
- Teraz już będzie pan prenumerował „Gazetę”?
- O tak, na pewno.
- Co pan ma zamiar zrobić z samochodem, może sprzedać?
- Nie, będę się uczył jeździć i nie sprzedam. Wie pan, w moim wieku samochód się przyda.
Fot. Bronisław Bugiel. 1957 r. Członkowie komisji losującej numery mieli zasłonięte oczy
ZIELONA GÓRA PO 1945 R.
O powojennej Zielonej Górze będą rozmawiać dr hab. Ryszard Zaradny i red. Alfred Siatecki. To kolejne spotkanie w ramach cyklu rozmów z autorami monografii „Historia Zielonej Góry”, organizowanego przez Towarzystwo Miłośników Zielonej Góry WINNICA. Wtorek, 27 września, godz. 17.00, Muzeum Ziemi Lubuskiej. Spotkanie odbywa się w ramach obchodów jubileuszu 800-lecia powstania miasta i 700-lecia uzyskania praw miejskich.
Tomasz Czyżniewski
Codziennie nowe opowieści i zdjęcia
Fb.com/czyzniewski.tomasz